Zapiekany ser z winem

Feblik, miłostka, nad którą się rozpływam. Kolejny element z pudełka „Piękne życie”. Tak wielką słabość mam do serów! I znowu chodzi o doświadczenie, o to, że z każdym nowym krążkiem czytam następną z niekończących się stron księgi serów. A to przecież także podróżowanie do licznych regionów, do wykrojonych srebrnym nożykiem kawałków historii. Poza tym, wyobrażacie sobie jeść taki Saint Marcellin, Picodon albo Tomme des Pyrénées bez wina? Nie wolno rozdzielać pary tak doskonałej!

Poniżej znajdziecie przepis na danie, które wykonacie dosłownie w dwóch korkach. Wino i ser -odgrywają główną rolę. Wystarczy niewiele składników, by otrzymać eleganckie, bardzo satysfakcjonujące doznanie. Je się jak fondue, maczając kawałki pieczywa w płynnym, gorącym serze. Czysta rozkosz!


Zapiekany ser Saint Marcellin z winem i figami (1 porcja)
– 1 krążek sera Saint Marcellin
– 6 malutkich suszonych fig / 3 duże
– 2 ząbki czosnku
– gałązka rozmarynu
– ok. 80 ml wytrawnego białego wina ( u mnie Irsai Olivér <3 – lekki, owocowy, idealny do słodkich fig, nie tłumi smaku sera  )
1. W żeliwnej patelence układamy figi – jeśli są większe, rozrywamy je na części, zgniecione końcem noża ząbki czosnku i ser. Na serze kładziemy rozmaryn i polewamy winem.
2. Ser pieczemy przez ok. 8-10 minut w piekarniku nagrzanym do 200 stopni. Podajemy z pieczywem. 

*** Przygotowujemy tyle porcji, ile osób ***
P.S. Albo trochę więcej, bo ciężko poprzestać na jednej porcji…

Przystanek Andora

Państewko tak maleńkie, że mieści się w zagłębieniu dłoni gór. Schronione pomiędzy Francją a Hiszpanią, wśród zielonych szczytów usianych w lipcu różowymi kwiatami. Żeby tam dojechać, trzeba pokonać wijące się wąskie drogi, podziwiając drobne wodospady i stada spokojnych, brązowych krów. 
Pomiędzy tygodniami wakacyjnych upałów trafiliśmy w sam środek andorskiej ulewy. Dotarliśmy tam w dzień deszczowy i zimny. La Massana okazała się być wyludnionym o tej porze roku kurortem, czekającym cierpliwie na miękkie objęcia śniegu. Zziębnięci schroniliśmy się w drewnianej, przeszklonej restauracji. Zza szyb obserwowaliśmy spływający ulicą deszcz i kołyszące się po cichu wyciągi narciarskie. Restauracyjka wypełniona była rozleniwionymi mopsami śpiącymi na podłodze, kucharzami w sąsiedniej sali wspólnie krojącymi jabłka i puszystymi, bezowymi ciastkami. My potrzebowaliśmy rozgrzania. 
Po raz pierwszy o fondue przeczytałam jako dziecko w „Kwiecie kalafiora”. Śniło mi się po nocach, ale okazję na spróbowanie tej potrawy miałam parę lat później w Krynicy. Cudowny, lejący się gorący ser… Nieodmiennie kojarzy mi się z zimowymi kurortami i chociaż jest daniem rdzennie szwajcarskim, do Andory pasuje idealnie. Tak więc dostaliśmy ogromny, osmolony garnek, pełen bulgocącego sera z zatopionymi w nim podgrzybkami, ustawiony na niepoprawnie chabrowej kuchence. Resztę stołu zajmowały koszyczki z pieczywem, parzącymi ziemniakami w mundurkach, korniszonami i choć nie skorzystaliśmy, wielkim półmiskiem chorizo. 
Wystarczyło już tylko zanurzać kawałki jedzenia w masie i jeść, jeść, jeść…
Fondue serowe 
– 250 g gruyere
– 250 g goudy
– 100 g ementalera
– 300 ml wytrawnego białego wina ( sauvignon blanc lub łagodniejsze, starzone chardonnay)
– ząbek czosnku
– 2 liście laurowe
– łyżka skrobi ziemniaczanej
– łyżka cukru
– gałka muszkatołowa
– czarny pieprz
– * kieliszek kirszu 
Dodatki
– bagietka
– ugotowane ziemniaki
– podsmażone ćwiartki pieczarek lub innych grzybów
– korniszony
– warzywa pokrojone na kawałki: papryka, seler naciowy, młoda cukinia
– marynowane cebulki 
1. W garnku doprowadzamy do zagotowania wino wraz z przeciśniętym przez praskę czosnkiem i liśćmi laurowymi. Te ostatnie wyciągamy po podgrzaniu płynu.
2. Do wina wrzucamy starty ser, nieustannie mieszamy, aż składniki się połączą.
3. Do masy dodajemy skrobię, cukier, pierz i gałkę muszkatołową i ewentualnie kirsz. Gotujemy przez ok. 3 minuty, ciągle mieszając, do względnego wyparowania alkoholu.
4. Fondue podajemy wraz z dodatkami. Od czasu do czasu mieszamy od spodu, żeby się nie przypaliło.