Krewetki z makaronem – klasyk

Taka mała noworoczna przyjemność. Soczyste, duże krewetki z chilli smażone na maśle- zdecydowanie są w mojej pierwszej dziesiątce najulubieńszych potraw. Niewiele potrzeba, by były doskonałe, jednak w większości przypadków, kiedy je zamawiam poza domem, są rozczarowujące. Stąd też poradnik ze złotymi zasadami, jak przygotować krewetki:
– Zawsze kupujemy surowe (im większe, tym lepiej, a z głowami to już w ogóle bajka). Już ugotowane nie mają sensu, mają kiepską strukturę i mało smaku.
– Oczyszczamy je z przewodu pokarmowego – tej czarnej kreski na grzbiecie. 
– Marynujemy z czosnkiem i chilli przynajmniej przez trzy godziny. Koniecznie w lodówce.
– Smażymy je partiami, tak by każda krewetka miała swoje miejsce na patelni. 750 g podzieliłam na 5 porcji, każdą z nich smażyłam na ok. 40 g masła. 
– Nie przesmażamy krewetek! Mają pozostać soczyste – wystarczy im około minuty lub mniej z każdej strony.
– Nie odgrzewamy ich ponownie. Nigdy. Staną się suche. Trzeba je podawać od razu po usmażeniu, jeszcze skwierczące.
– Obieramy je z pancerzy palcami. Tak smakują najlepiej. Sama przyjemność. Zwłaszcza, jeśli obok mamy chłodne białe wino.
Krewetki z makaronem
Krewetki:
– 750 g surowych krewetek tygrysich w pancerzach
– 1-2 łyżki sambal oelek / 2 strąki chilli
– 4 ząbki czosnku
– 2 łyżki oliwy
– 200 g masła
– pieprz
– sól
Makaron:
– 200 g świeżego tagliatelle
– 150 ml białego wytrawnego wina
– *masło ze smażenia krewetek
1. Świeże lub rozmrożone krewetki oczyszczamy z przewodu pokarmowego, rozcinając płytko grzbiet i wyciągając ciemną nitkę.
2. Czosnek przeciskamy przez praskę, mieszamy na pastę z oliwą, sambalem lub posiekaną chilli, odrobiną soli i pieprzu. 
3. Krewetki dokładnie mieszamy z powstałą pastą tak, by każda była nią pokryta. Odstawiamy na minimum trzy godziny do lodówki.
4. Krewetki smażymy partiami na dużej ilości masła. Na rozgrzanej patelni układamy je tak, by każda miała miejsce. Smażymy po minucie z każdej strony. 
5. Makaron gotujemy nieco krócej, niż al dente. 
6. W garnku zagotowujemy wino wymieszane z masłem pozostałym ze smażenia krewetek. Wrzucamy makaron, gotujemy go jeszcze minutę, by był al dente. 
7. Makaron mieszamy z krewetkami. Jemy palcami – krewetki przecież trzeba obierać z pancerzyków.

La bella Toscana

Znacie kogoś, kto nie lubiłby włoskiej kuchni? Przepadliśmy, oszaleliśmy na jej punkcie. Gdziekolwiek byśmy nie poszli, było pysznie. To prawda, szukaliśmy miejsc specyficznych, lokalnych i dobrze pachnących – i nigdy się nie zawiedliśmy.

W uszach dźwięczą mi jeszcze nazwy setek typów makaronów: anelli, linguine, capellini, rigatoni, garganelli, fusilli… nie sposób zapamiętać. Nikt nie przyrządza pasty tak, jak Włosi. Najważniejsze jest ciasto i sposób gotowania, a sos to tylko dodatek, który nie powinien tłumić smaku samego makaronu. I tak w Viareggio podziwiałam lokalne spaghetti ze słodkimi małżami Wenus, a w Lukce zakochałam się w szerokich płatach pasty z kremem cukiniowym. Ponieważ był sezon na kwiaty cukinii, w naszej małej restauracyjce na końcu świata w Sillico absolutnie wszystkie potrawy był z ich dodatkiem. Najpyszniejsze było ravioli z kwiatowym sosem i nadziewane świeżą ricottą.
O pizzy nie będę już wspominać, bowiem oczywistym jest, że każda po kolei okazywała się wybitna. Nie jest łatwo znaleźć prawdziwą pizzerię w większych miastach w czasie sezonu wakacyjnego – wiadomo, Włoch w lecie ma urlop i zamyka swój rodzinny biznes na ten czas. Szukajcie, omijając szerokim łukiem miejsca pełne turystów… dostaniecie pizzę amerykańską i nie będzie się różniła niczym od tej dostępnej na całym świecie.

Bardzo zaskoczyła mnie polenta – do tej pory jadłam żółtą, gładką mamałygę. Jednak w Toskanii, w dolinie Garfagnana polenta jest gruboziarnista, smakuje jak przypieczony popcorn. Równie interesujące były lokalne sery, twarde, o ostrym smaku, podawane z jasnym miodem i świeżymi zielonymi figami.
Uzależniające okazały się też cantuccini, twarde ciasteczka z migdałami, podawane tutaj z przesłodkim vin santo. Uwielbiam maczać je w kawie, tej porannej, śmietankowej.

Absolutną czcią darzymy włoskie espresso. Aromat nie do odtworzenia, jest w tym jakaś magia i nigdzie indziej kawa już nie smakuje tak dobrze. W najmniejszej wsi na szczycie góry odnaleźliśmy kawę idealną.

Każdy, kto chce nauczyć się gotować, powinien spędzić we Włoszech jak najwięcej czasu, jedząc i pijąc, rozkoszując się smakiem i świeżością. Pamiętacie wielką podróż Jamiego Olivera albo zachwyty Nigelli Lawson? Rzymskie przygody Anthony’ego Bourdain? Książki „Pod słońcem Toskanii” i „Jedz, módl się, kochaj”? To wszystko afirmacja najpyszniejszej kuchni świata!

A przy okazji mała ściągawka z win: