Foie gras z jabłkiem – Walentynkowa kolacja

Pokusom nie należy się opierać, spierać się z nimi i walczyć przeciwko. Na pewno nie w Walentynki. W powszechny użytek powinno wejść przysłowie „Foie gras, szampan i złoto to najlepsi przyjaciele kobiety”. Nie żałujcie sobie żadnej z tych rzeczy. Świąteczny romantyzm lubi być celebrowany w przepychu.
Foie gras z jabłkiem (dla 2 osób)
– 150 g foie gras w bloku
– 2 kwaśne, małe jabłka
– 2 łyżki białego octu balsamicznego
– 4 gałązki tymianku
– czarna sól w płatkach
1. Umyte jabłka kroimy w plastry o grubości 1.5 centymetra. 
2. W misce mieszamy ocet z roztartym tymiankiem. Wkładamy plastry jabłek, dokładnie pokrywamy je powstałą mieszanką. Marynujemy przez 3 godziny.
3. Plastry jabłek układamy na rozgrzanej patelni, smażymy z dwóch stron, aż się zrumienią. Studzimy.
4. Na jabłkach układamy cienkie plastry foie gras, oprószamy czarną solą. Podajemy z szampanem.

Pintxos, churros, San Sebastian – kraj Basków na talerzu

Wiecie, jak to jest, kiedy marzycie o czymś przez lata, a po dotarciu do celu okazuje się, że rzeczywistość nie dorasta do wyobrażeń?

Tym razem tak się nie wydarzyło. Było zupełnie na odwrót.

To była miłość od pierwszego wejrzenia. Zauroczenie, do którego w ubiegłym roku wracałam kilkukrotnie i zakochiwałam się coraz bardziej. Mili Państwo, przedstawiam San Sebastian: kulinarne serce kraju Basków położone pośród gór, nad samym oceanem.
Tak, to moja Mekka – miasto z największą ilością gwiazdek Michelin na metr kwadratowy (wyprzedza je tylko Kioto). I zdecydowanie to miasto z największą ilością smaków, bowiem na każdej, dosłownie każdej uliczce znajdziecie bary – jatetxea serwujące małe dzieła sztuki w postaci pintxos.
Zapraszam do dalszej lektury, pod zdjęciami znajdziecie opisy pintxos:

Od lewej: węgorze, jeżowiec, morcilla z jajkiem przepiórczym – Gandarias Jatetxea
od lewej: foie gras, pasta jajeczna z krewetką – Gandarias Jatetxea
Gandarias Jatetxea – jedna z dwóch moich ulubionych restauracji w San Sebastian <3
Lokalne wino, txakoli – Gandarias Jatetxea
foie gras z jabłkiem – najlepsze w mieście!!! – Portaletas

Ośmiornica, marynowana sardela, salsa – Portaletas
Poniżej: dorsz, w tle kozi ser z konfiturą morelową, po prawej jamon iberico z anchois i niebieskim serem

Poniżej: smażony boczek, po prawej małże z salsą, pasta z tuńczyka z anchois – Portaletas

Poniżej: grillowana ośmiorninca, przegrzebek pod beszamelem

Poniżej: przegrzebek pod beszamelem, grillowany kalmar z sepią, w tle jeżowiec

Powyżej: foie gras z konfiturą cebulową, po prawej foie gras, w tle chorizo z jajkiem przepióryczm
szaszłyk z kalmara, grillowane nerki 
Powyżej: móżdżek cielęcy z majonezem
Poniżej: jamon iberico z serem kozim, po prawej kalmar z pomidorem i konfiturą cebulową

 

Powyżej: chorizo

Powyżej i poniżej: malutkie węgorze

Poniżej: smażony dorsz, w tle babeczki krabowe, małe węgorze, z sufitu zwisa jamon
Poniżej: churros z czekoladą <3 – Churreria Santa Lucia Chocolateria 

Fine Dining Week – KARAKTER Kraków

 surowa konina / skwarki z mangalicy / olej z dymki

riostto szafranowe / szpik kostny / kacze serca

boczek / pomarańcza / przegrzebek / brukiew

burger wołowy doprawiony pieczoną kaczką / foie gras / czarny bez

białe wino / suszona kaszanka / jabłka 

Martini Riserva Speciale / Fentimans Tonic Water
Fine dining week menu:
Talerze w Krakowie i Warszawie w ostatni tydzień sierpnia stały się płótnem dla wybitnych szefów, którzy mieli okazję zaprezentować swój styl szerszej publiczności, a wszystko za sprawą Fine Dining Week
W jeden z tych jeszcze przyjemnie ciepłych wieczorów wybrałyśmy się z A. na kolację do KARAKTERU. Dlaczego właśnie tam? Ponieważ menu szefa Daniela Myśliwca było najbardziej odważne i oryginalne ze wszystkich zaproponowanych. Restauracja rzuciła się bez asekuracji w gardziele smakoszy, proponując podroby i kontrowersyjną dla wielu koninę.

Wspominając o ostatniej, stanowiła ona przystawkę. Bardzo malowniczą z resztą. Smak surowego mięsa był maksymalnie wyeksponowany, czysty – dokładnie można było poczuć jego słodycz. Skwarki z mangalicy natomiast to małe spełnienie marzeń dla wielbicieli bekonu; miały w sobie jego zwielokrotniony aromat. To, czego mi jednak zabrakło w daniu, to kontrapunkt, coś, co eksplodowałoby w ustach wyrazistością, żywicznym chłodem ( sosna? jałowiec? ) lub wręcz przeciwnie, pikanterią. Czegoś, co byłoby kropką nad i.

Risotto było przygotowane w punkt. Kremowe, z pożądaną niteczką twardości w ziarnach, zniewalająco pachnące szafranem. Zawsze ogromną przyjemność sprawia mi otwieranie prezentów: i tak też było tym razem, kiedy przekroiłam chrupiącą kuleczkę, z której niespiesznie wypływał delikatny szpik. Jakkolwiek uwielbiam kacze serca ( i wszelkie inne ), to tutaj nie przypadły nam do gustu. Były po prostu twarde, wydaje mi się, że przeciągnięte. Na pewno na plus jest przemyślany garnisz, który nie tylko zdobi, ale też smakuje. Kwaskowaty szczawik, lekko czosnkowy szpinak stanowiły wartość dodaną. 
Kolejnym z degustowanych przez nas dań, był rozpływający się w ustach boczek, z lepką, karmelizowaną skórką, z brukwią fondant i aromatycznym, słodkawym puree harmonizującym tonami z przegrzebkiem. To, co w daniu urzekło nas najbardziej, to sos z palonym masłem(?). Rozkoszny, przypominający zapachem dom, w którym wieczorem piecze się maślane ciasteczka. 
Czy może istnieć fine diningowy burger? A jakże! Soczysta wołowina, pięknie różowa w środku, kawałki rozpieczonej kaczki, puszysta słodka bułeczka były bez zarzutu. Ale to perfekcyjne foie gras skradło moje serce. Foie, najchętniej powtarzałabym to miękie słowo cały wieczór, stanowiło jasny punkt programu. Było dokładnie tak, jak lubię najbardziej. Jędrna wątroba, jednocześnie rozpływająca się, dopieszczająca… Życzyłabym sobie jeść foie gras za każdym razem przyrządzone z taką pieczołowitością. 
Deser, wiadomo, przyjemny. Nie mogłoby być inaczej. Lekkość na zakończenie wieczoru, ze spajającą w całość klamrą w postaci suszonej kaszanki. Bez obaw, przypominała bardziej pumpernikiel niż przaśną jaternicę – zaskakujący dodatek do słodkości. 
_________________________________________________________________________________

Standardowe menu:

Mule / fenkuł / pastis

Pstrąg / ziemniaki / grzyby / masło limonkowe / krem kukurydziany
Krem z białego wina / solony karmel / owoce
Smażona foie gras / ciasto marchewkowe / jabłka / lody z maślanki / sos z owoców leśnych

Meinklang Burgenland weiss 
Karakter ma bardzo specyficzne, konsekwentne menu. Znajdziecie w nim podroby oraz to, co całkowicie mnie kupuje: Mule bar! Nie mogło być więc inaczej, pokusiłam się na małże z fenkułem i pastis. Mule były świetne, lekko tylko muśnięte temperaturą, z anyżowym sosem, który tylko podkreślał naturalny i przyjemny morski smak. 
A. dostała pstrąga. Z relacji mogę tylko powiedzieć, że był pyszny. Spróbowałam też odrobinę; intensywnie cytrusowy, z dymną nutą i delikatnym mięsem również mi smakował. 
Wilgotne ciasto marchewkowe i maślankowe lody były po prostu dobre. Foie tym razem lekko przesuszona, ale nie psuła specjalnie efektu, ale też i nie zachwyciła. 
Ale! Gwóźdź programu! Krem z białego wina, który poleciła Kelnerka, był rozbrajający. Zdecydowanie najlepszy deser, jakiego możecie spróbować na Kazimierzu. Wszystko, naprawdę wszystko było w nim rozbrajające. Delikatna cierpka świeżość, uderzająca słodycz solonego karmelu, wanilia… Marzenie! I to takie, które można spełniać raz po raz.

Wino zostało bardzo dobrze dobrane do „wodnych” potraw. Trzeba trochę magii lub psychologii, by tak trafić w mój gust z kupażem muskatu i rieslingu ( oraz  grüne veltlinera ).
Nie było nietrafionej pozycji w tej kolacji, naprawdę.

_________________________________________________________________________________

Podsumowanie:

Propozycja Karakteru jest bezkompromisowa. W menu nie znajdziecie uników i dań zapobiegawczych, coby się każdemu przypodobać. Pomysł na restaurację jest spójny i bardzo konsekwentny, zaczynając od przystawek, na deserach z zawsze wytrawnym dodatkiem skończywszy. Bardzo podoba mi się idea spożytkowania zwierząt „od nosa do ogona”: znajdziecie tu i grasicę, flaki, ozór i żebra czy steka. No i mule na kilka sposobów.

Po kolacji degustacyjnej mamy mieszane uczucia. Z jednej strony niemal każdy element nam smakował, z drugiej strony… kolacja z menu standardowego smakowała nam bardziej. Właściwie to dobrze, bo oznacza, że kuchnia trzyma wysoki poziom nie tylko od święta, a dania dostępne na codzień są dopieszczone.

Obsługa również jest pozytywem. Uważna, sympatyczna, przede wszystkim świadoma karty i potrafiąca o niej opowiedzieć. Duży plus dla sommeliera, który bez zbędnego zadęcia (które w Krakowie zdarza się o wiele za często w tej profesji) opowiedział o winie, dobierając je trafnie.

Brawa dla szefa kuchni, za spójny koncept i jego pyszne egzekwowanie, ale także i dla właścicieli, którzy ufają kucharzom i pozwalają na tworzenie niecodziennych doznań.

Karakter jest nowym miejscem na mojej mapie, do którego będę wracać. Jest jeszcze tyle do spróbowania, a moja ciekawość pozostała rozbudzona!