surowa konina / skwarki z mangalicy / olej z dymki
riostto szafranowe / szpik kostny / kacze serca
boczek / pomarańcza / przegrzebek / brukiew
burger wołowy doprawiony pieczoną kaczką / foie gras / czarny bez
białe wino / suszona kaszanka / jabłka
Martini Riserva Speciale / Fentimans Tonic Water
Fine dining week menu:
Talerze w Krakowie i Warszawie w ostatni tydzień sierpnia stały się płótnem dla wybitnych szefów, którzy mieli okazję zaprezentować swój styl szerszej publiczności, a wszystko za sprawą
Fine Dining Week.
W jeden z tych jeszcze przyjemnie ciepłych wieczorów wybrałyśmy się z A. na kolację do
KARAKTERU. Dlaczego właśnie tam? Ponieważ menu szefa Daniela Myśliwca było najbardziej odważne i oryginalne ze wszystkich zaproponowanych. Restauracja rzuciła się bez asekuracji w gardziele smakoszy, proponując podroby i kontrowersyjną dla wielu koninę.
Wspominając o ostatniej, stanowiła ona przystawkę. Bardzo malowniczą z resztą. Smak surowego mięsa był maksymalnie wyeksponowany, czysty – dokładnie można było poczuć jego słodycz. Skwarki z mangalicy natomiast to małe spełnienie marzeń dla wielbicieli bekonu; miały w sobie jego zwielokrotniony aromat. To, czego mi jednak zabrakło w daniu, to kontrapunkt, coś, co eksplodowałoby w ustach wyrazistością, żywicznym chłodem ( sosna? jałowiec? ) lub wręcz przeciwnie, pikanterią. Czegoś, co byłoby kropką nad i.
Risotto było przygotowane w punkt. Kremowe, z pożądaną niteczką twardości w ziarnach, zniewalająco pachnące szafranem. Zawsze ogromną przyjemność sprawia mi otwieranie prezentów: i tak też było tym razem, kiedy przekroiłam chrupiącą kuleczkę, z której niespiesznie wypływał delikatny szpik. Jakkolwiek uwielbiam
kacze serca ( i wszelkie
inne ), to tutaj nie przypadły nam do gustu. Były po prostu twarde, wydaje mi się, że przeciągnięte. Na pewno na plus jest przemyślany garnisz, który nie tylko zdobi, ale też smakuje. Kwaskowaty szczawik, lekko czosnkowy szpinak stanowiły wartość dodaną.
Kolejnym z degustowanych przez nas dań, był rozpływający się w ustach boczek, z lepką, karmelizowaną skórką, z brukwią fondant i aromatycznym, słodkawym puree harmonizującym tonami z przegrzebkiem. To, co w daniu urzekło nas najbardziej, to sos z palonym masłem(?). Rozkoszny, przypominający zapachem dom, w którym wieczorem piecze się maślane ciasteczka.
Czy może istnieć fine diningowy burger? A jakże! Soczysta wołowina, pięknie różowa w środku, kawałki rozpieczonej kaczki, puszysta słodka bułeczka były bez zarzutu. Ale to perfekcyjne foie gras skradło moje serce. Foie, najchętniej powtarzałabym to miękie słowo cały wieczór, stanowiło jasny punkt programu. Było dokładnie tak, jak lubię najbardziej. Jędrna wątroba, jednocześnie rozpływająca się, dopieszczająca… Życzyłabym sobie jeść foie gras za każdym razem przyrządzone z taką pieczołowitością.
Deser, wiadomo, przyjemny. Nie mogłoby być inaczej. Lekkość na zakończenie wieczoru, ze spajającą w całość klamrą w postaci suszonej kaszanki. Bez obaw, przypominała bardziej pumpernikiel niż przaśną jaternicę – zaskakujący dodatek do słodkości.
_________________________________________________________________________________
Standardowe menu:
Mule / fenkuł / pastis
Pstrąg / ziemniaki / grzyby / masło limonkowe / krem kukurydziany
Krem z białego wina / solony karmel / owoce
Smażona foie gras / ciasto marchewkowe / jabłka / lody z maślanki / sos z owoców leśnych
Meinklang Burgenland weiss
Karakter ma bardzo specyficzne, konsekwentne menu. Znajdziecie w nim podroby oraz to, co całkowicie mnie kupuje: Mule bar! Nie mogło być więc inaczej, pokusiłam się na małże z fenkułem i pastis. Mule były świetne, lekko tylko muśnięte temperaturą, z anyżowym sosem, który tylko podkreślał naturalny i przyjemny morski smak.
A. dostała pstrąga. Z relacji mogę tylko powiedzieć, że był pyszny. Spróbowałam też odrobinę; intensywnie cytrusowy, z dymną nutą i delikatnym mięsem również mi smakował.
Wilgotne ciasto marchewkowe i maślankowe lody były po prostu dobre. Foie tym razem lekko przesuszona, ale nie psuła specjalnie efektu, ale też i nie zachwyciła.
Ale! Gwóźdź programu! Krem z białego wina, który poleciła Kelnerka, był rozbrajający. Zdecydowanie najlepszy deser, jakiego możecie spróbować na Kazimierzu. Wszystko, naprawdę wszystko było w nim rozbrajające. Delikatna cierpka świeżość, uderzająca słodycz solonego karmelu, wanilia… Marzenie! I to takie, które można spełniać raz po raz.
Wino zostało bardzo dobrze dobrane do „wodnych” potraw. Trzeba trochę magii lub psychologii, by tak trafić w mój gust z kupażem muskatu i rieslingu ( oraz grüne veltlinera ).
Nie było nietrafionej pozycji w tej kolacji, naprawdę.
_________________________________________________________________________________
Podsumowanie:
Propozycja Karakteru jest bezkompromisowa. W menu nie znajdziecie uników i dań zapobiegawczych, coby się każdemu przypodobać. Pomysł na restaurację jest spójny i bardzo konsekwentny, zaczynając od przystawek, na deserach z zawsze wytrawnym dodatkiem skończywszy. Bardzo podoba mi się idea spożytkowania zwierząt „od nosa do ogona”: znajdziecie tu i grasicę, flaki, ozór i żebra czy steka. No i mule na kilka sposobów.
Po kolacji degustacyjnej mamy mieszane uczucia. Z jednej strony niemal każdy element nam smakował, z drugiej strony… kolacja z menu standardowego smakowała nam bardziej. Właściwie to dobrze, bo oznacza, że kuchnia trzyma wysoki poziom nie tylko od święta, a dania dostępne na codzień są dopieszczone.
Obsługa również jest pozytywem. Uważna, sympatyczna, przede wszystkim świadoma karty i potrafiąca o niej opowiedzieć. Duży plus dla sommeliera, który bez zbędnego zadęcia (które w Krakowie zdarza się o wiele za często w tej profesji) opowiedział o winie, dobierając je trafnie.
Brawa dla szefa kuchni, za spójny koncept i jego pyszne egzekwowanie, ale także i dla właścicieli, którzy ufają kucharzom i pozwalają na tworzenie niecodziennych doznań.
Karakter jest nowym miejscem na mojej mapie, do którego będę wracać. Jest jeszcze tyle do spróbowania, a moja ciekawość pozostała rozbudzona!