Listy przypadkowych rzeczy, dziwny wspólny mianownik. Na przykład lista zapachów codzienności:
– zeschły mech i pojedyncze białe ziarna piachu
– rozmiękłe łodygi kwiatów przyniesionych z targu
– papierowe torebki po bułkach
– ludzie są wilgotni i ich ubrania pachną tą wilgocią: niektórych zimną, innych rozkręconymi grzejnikami
– skóra na lini szczęki po goleniu
– śnieg z deszczem ze śmiechem
– moje dwie wierzby w salonie: jedna kwitnie i dotyka już niemal ziemi, druga ciemnymi gałęziami próbuje chwytać powietrze ze wszystkich stron, nie ma w niej spokoju
– oszalałe pąki na gałęziach, gdzie jest zima
– kosmata mucha obudzona w środku stycznia, rozbija się o lampę jak w upalną noc
Nic nie jest na swoim miejscu, wodzę palcem po mapie jak ćma wokół świeczki. Ostatnio wylądowaliśmy w Budapeszcie, rekordowo ciepłym w tym styczniu. Milion rozedrganych woni, płynącym w wartkim nurcie Dunaju. Wapienne skały. Spływająca po nich woda. Gorące źródła. Smażona papryka. Pieczone kasztany.