Zupa pomidorowa – najlepsza!

To już jest koniec.
Nawet tym najbardziej ociągającym się, wylegującym na parapetach skończył się czas. Zostało ostateczne pożegnanie, smętne wypatrywanie planet gorejących, które pojawią się za długie miesiące.
W skrzyni zostało nam jeszcze trochę pomidorów, już o pomarszczonej skórce, ale nadal skoncentrowanych na swojej słodyczy. Teraz albo nigdy – podjęłam się ugotowania zupy pomidorowej. Najlepszej, jaka tylko mogła powstać.
Stoimy na przeciwległych biegunach smaków; ja nienawidzę organicznie pomidorowej, P. uwielbia. To moje prywatne nemesis. W ogóle uchrońcie mnie od wszelkich takich zup, ogórkowych, kopytek i leniwych, potrawek, panierek i zasmażek. Ale czego nie robi się z miłości. Nawet pomidorówkę!
I hej, ta była pyszna! ( trochę sekretów w postaci pomidorów + czekolady + lubczyku i powstaje coś, co może stać się kultowe )

Zupa pomidorowa z bryndzą
– ok. 20 pomidorów lima ( lub litrowy słój przygotowanych w lecie )
– 3 szalotki
– 3 ząbki czosnku
– 2 marchewki
– 1 pietruszka
– 1/4 korzenia selera
– 0,5 l bulionu warzywnego
– 200 ml śmietany 
– 3 łyżki masła
– lubczyk
– 5 liści laurowych
– 5-6 ziaren ziela angielskiego
– 3 kostki gorzkiej czekolady
– sól
– pieprz
– 120 g bryndzy
1. Szalotki i czosnek siekamy drobno. Podsmażamy na małym ogniu, w garnku o podwójnym dnie, aż się zeszklą. Dodajemy pokrojoną w cienkie plastry marchew, pietruszkę i selera. Smażymy przez 3-4 minuty. 
2. Do garnka wrzucamy obrane ze skóry i pokrojone pomidory oraz liście laurowe, ziele angielskie i lubczyk. Smażymy ok. 10 minut. 
3. Do garnka wlewamy bulion i gotujemy na małym ogniu, aż warzywa będą miękkie, a pomidory się rozpadną. 
4. Gdy zupa będzie niemal gotowa, dolewamy śmietankę oraz czekoladę i podgrzewamy. Doprawiamy solą i pieprzem. 
5. Gotową gorącą zupę przelewamy do miseczek i dodajemy na wierzch pokruszoną bryndzę.