Kokosowa panna cotta

Ledwo się mieszczę w tym błękitnym tworze innym niż życie. Z nadwrażliwością od czubków mchu po sierść słońca, rozlewam się w nagłych zieleniach, po stokroć bardziej przyciągających niż niezmienność domów. Usypiam szepty w fałdkach mięsistych róż. Ukrywam skrawki czułości pod mgłą. Kiedyś rozrosną się tak bardzo, oplączą wszystko naokoło tak szczelnie, że nie przedrze się przez nie nic złego.
————————————————————————————————————————–
No proszę, lipiec. Winien nam być słonecznym. A jeśli nie będzie? Nie szkodzi. Zawsze możecie wyczarować sobie kokosową panna cottę, zupełnie wegańską, lekką i pachnącą owocami dojrzewającymi w egzotycznych, gorących gajach. Kilka minut przygotowania i po schłodzeniu będziecie mogli rozkoszować się wakacyjnymi smakami. 





Kokosowa panna cotta


– mleczko kokosowe 
– 3 łyżki wody różanej
– 2.5 łyżeczki agaru
– 2 łyżki cukru
– różowy pieprz
– 1 limonka
– 1 mango
– świeża melisa
– ok. 3-4 łyżki wrzątku

1. Agar rozpuszczamy w niewielkiej ilości gorącej wody. Dolewamy do mleczka kokosowego, mieszamy dokładnie z wodą różaną i cukrem. Przelewamy do foremek, odstawiamy do lodówki na minimum 5 godzin.
2. Mango obieramy, blendujemy z sokiem z 1 cytryny oraz garścią liści melisy.
3. Panna cottę podajemy oprószoną różowym pieprzem i skórką z limonki oraz z musem z mango.

Panna cotta różana z musem czekoladowym i kruszonką jaśminową

To jeden z najbardziej kobiecych deserów, jakie ostatnio robiłam: różana panna cotta z musem z białej czekolady i jaśminową kruszonką. Sama lekkość na wiosnę i motyle w brzuchu. 
Tym bardziej go lubię, że został doceniony przez Signature Photo Dishes <3

Ażur czeremchy rozciągnął się na dobre nad moimi porankami. Nie sposób się już wymigać od jaśminowego rwetesu, pędu w górę pergol, tych pionowych rzek ustanowionych do skrywania najczulszych tajemnic. Zapachy kwitnących w dole drzew wspinają się na tarasy, jak niezrażeni kochankowie. W powietrzu wisi nieuchronność żaru, czekając tylko na przypieczętowanie różaną słodyczą. 
Panna cotta różana z musem czekoladowym i kruszonką jaśminową
Panna cotta różana
– 350 ml śmietanki kremówki 
– 100 ml mleka
– 3-4 łyżki wody różanej
– ok.8 pączków suszonej róży damsaceńskiej
– ok. 2,5 łyżeczki żelatyny
– 1/3 szklanki drobnego cukru
– płatki złota
Mus z białej czekolady
– 250 g mascarpone
– 150 g białej czekolady
– 2 łyżki malibu
Kruszonka jaśminowa 
– ok.70 g zimnego masła
– 100 g mąki pszennej
– ok.40 g mielonych migdałów
– 2 łyżeczki suszonego jaśminu / woda jaśminowa
– 120 g drobnego cukru

Panna cotta:
1. Śmietankę, 50 ml mleka, cukier i rozkruszone pączki róży podgrzewamy, nie dopuszczając do zagotowania. Przecedzamy. 
2. Żelatynę rozpuszczamy w 50 ml zimnego mleka. Dodajemy do śmietanki i mieszamy z wodą różaną. 
3. Masę wlewamy do 4 miseczek lub wlewamy do keksówki. Po wystudzeniu do temperatury pokojowej, odstawiamy do lodówki na minimum 4 godziny.
Mus z białej czekolady:
1. Czekoladę rozpuszczamy w kąpieli wodnej. 
2. Mascarpone ucieramy z malibu, a następnie cienką stróżką wlewamy chłodną czekoladę. Mieszamy, aż do uzyskania jedwabistego musu. 
3. Mus odstawiamy do lodówki na 4 godziny. 
Kruszonka:
1. Wszystkie składniki mieszamy w misce, rozcierając palcami, by uzyskać strukturę grudek. *jeśli używamy suszonego jaśminu, należy go namoczyć w paru kroplach wody. 
2. Kruszonkę wstawiamy do lodówki na min. 30 minut. 
3. Kruszonkę rozsypujemy na papierze do pieczenia, pieczemy w 180 stopniach przez kilka minut, aż okruszki się zezłocą i będą chrupiące. 
Łączenie wszystkich składników:
1. Panna cottę wyjmujemy z miseczek, lekko je ogrzewając z zewnątrz lub kroimy na paski. 
2. Na wierzch panna cotty nakładamy łyżką mus czekoladowy. Oprószamy kruszonką. Dekorujemy płatkami róż i złota. 

Panna cotta jabłkowa

Majówka na Roztoczu:
W swoich nawoływaniach bażanty naśladują trzeszczące drzewa. Chmurny wieloryb nieba pogrzmiewa nad rdzawą Tanwią. Wikliny przeplatają się z sennymi czeremchami. Rosną tu niezapominajki mniejsze niż rzęsa, z której trzymając ją na opuszkach palców przepowiadamy spełnienie. 
Najłatwiej uwierzyć, że nikt poza nami nie istnieje w starych opuszczonych sadach. 





Kardamonowa panna cotta z jabłkami

Panna cotta:
– 200 ml śmietanki 36%
– 250 ml tłustego mleka
– 10-12 g żelatyny
– 20 g cukru
– kardamon 
– laska wanilii 

Jabłka:
– 2-3 kwaśne jabłka
– 3 łyżki cukru trzcinowego
– 2 łyżeczki galaretki agrestowej
– 30 ml calvadosu


1. Mleko podgrzewamy razem z cukrem, zgniecionymi ziarnami kardamonu i przeciętą laską wanilii.
2. Do ciepłego mleka dodajemy żelatynę i mieszamy do całkowitego rozpuszczenia.
3. Przelewamy mleko z przyprawami przez sitko i dokładnie mieszamy ze śmietanką.

4. Jabłka obieramy, kroimy w kostkę.
5. W garnku robimy jasny karmel i natychmiast wrzucamy jabłka. Smażymy, aż będą miękkie, ale nie powinny się rozpaść.
6. Calvados mieszamy z galaretką, dolewamy do jabłek.

7. Do pojemniczków nakładamy jabłka i zalewamy mlekiem ze śmietanką. Panna cottę wstawiamy na minimum dwie godziny do lodówki. *Deser można wyjąć z foremek ogrzewając je ciepłą wodą. 

Kolory Paryża

Wróciliśmy. Najedzeni i z pełnym bagażnikiem smaków.
Podróż kulinarną zaczęliśmy w Paryżu. Moje nieustanne poszukiwania makaroników doskonałych zaprowadziły nas do Laduree, najsłynniejszej bodaj cukierni znanej z tych miniaturowych ciasteczek. Zasiedliśmy w niewielkiej restauracji udekorowanej w stylu orientalnego, rajskiego ogrodu. Upał zdeterminował zamówienie sorbetów. Wybrałam też orzeźwiające, słodkie kruche ciasto, wypełnione panna cottą o smaku werbeny i pieczoną brzoskwinią. Jako, że Laduree jest symbolem samym w sobie, ciężko było się nam zdecydować na wybór makaroników z całej ich gamy; zjedliśmy więc różane, malinowe, melonowe, pomarańczowe, czekoladowe i z solonym karmelem. Ostatnie dwa smaki były najsmaczniejsze. Jednak czy były doskonałe? Nie. Na pewno warte spróbowania, jednak cukiernia nie dogania własnej legendy.

Przekonać się o tym można dla porównania odwiedzając modną cukiernię Pierre’a Herme. Smaki są świeże, zaskakujące. Skorupki makaroników są bardziej kruche, falbanki pięknie wyrośnięte. Kremy są wielowarstwowe i nieoczywiste. Również obsługa w butiku wydaje się być bardziej uprzejma i profesjonalna, aniżeli znudzony personel w Laduree.
Wybraliśmy ciasteczka Mogador, czyli połączenie czekolady mlecznej z marakują; Arabesque – morelowo-pistacjowe; Veloute Ispahan o smaku liczi, maliny i róży; do tego makaronik bananowo-limonkowy, jaśminowy i karmelowy.
Herme zdecydowanie zajmuje pierwsze miejsce w moim osobistym rankingu na makaroniki doskonałe.

Paryż kojarzy mi się słodko, pełen makaroników, porannych pain au chocolat, lukrowanych eklerek, ptysiów, ciastek ponczowych, parfait i fondantów, no, może jeszcze trochę z innymi wypiekami i serami. Niemniej nie mogłam się oprzeć kuchni wytrawnej.
Przemierzyliśmy niezliczone uliczki ulegając urokowi kuchni z całego świata. Najbardziej jednak zapadła mi w pamięć najbrzydsza i najpyszniejsza zarazem potrawa zjedzona Montmartre, mianowicie ravioli. Danie było ekstatyczne. Ciasto w ravioli było delikatne, sos aksamitny… i chociaż estetyka mnie zaniepokoiła na początku, żal było kończyć jeść.

Co ponadto warto skosztować w Paryżu? W tym wielkim kulturowym tyglu koniecznie trzeba odnaleźć coś egzotycznego i niepowtarzalnego, jak potrawy kuchni kreolskiej, madagaskarskiej lub malezyjskiej. Przyjemnie jest się zagubić w Dzielnicy Łacińskiej, by odnaleźć libański hummus, a w ruchliwej dzielnicy żydowskiej spróbować miksu z Tel Awiwu. Wspinając się na Montmartre należy zahaczyć o stoiska z owocami morza, by niżej, w Quartier Pigalle zawahać się pomiędzy karczochem z winem a frytkami z piwem ( kasztanów nie uświadczysz ).
Odnoszę również wrażenie, że na kuchnię francuską wybrać się trzeba wszędzie, tylko nie do Paryża. Dlatego o tejże pisać będę w następnych postach.