Ciasto angel food i krem akacjowy

Nocna burza.
Walka jak na sztormie, woda wlewająca się w rękawy, płynąca po przedramionach, po żebrach. Z podniesionymi rękoma wdzieram się pomiędzy gęstwinę akacji. Zrywam naręcza gałęzi, kalecząc intuicyjne w ciemności dłonie, jakby to była jedyna szansa na ratunek. Jakby to była jedyna szansa, żeby coś poczuć.

Ciasto Angel Food:

– 6 białek L
– szklanka drobnego cukru
– 2/3 szklanki mąki pszennej
– 2 łyżki mąki ziemniaczanej
– łyżeczka proszku do pieczenia
– esencja z kwiatów pomarańczy

Krem akacjowy

– 15 kiści kwiatów akacji
– 350 ml śmietanki 36%
– 1-2 łyżki miodu akacjowego
– szczypta suszonej skórki cytryny
– szczypta soli

Galaretki akacjowe:

– 250 ml wytrawnego muscata
– 2 łyżki gorącej wody
– 1 łyżeczka żelatyny
– kwiaty akacji

Pastylki miętowe:


– 100 g białej czekolady
– świeża mięta
– czarna sól
– mielona wanilia bourbon


Angel food:
1. Białka ubijamy na sztywną lśniącą pianę, stopniowo dodając cukier.
2. Mąki przesiewamy, mieszamy z solą, proszkiem do pieczenia, esencją i na koniec dokładamy białka. Bardzo delikatnie mieszamy.
3. Ciasto przekładamy do formy nasmarowanej masłem.
4. Ciasto pieczemy w 180 stopniach przez ok. 30-35 minut.
5. Przed wyjęciem z formy ciasto musi całkowicie ostygnąć.

Krem akacjowy:
1. Świeże kiście kwiatów akacji układamy na białym materiale na 2-3 godziny, żeby ewentualne robaczki z nich zeszły.
2. Obrywamy płatki akacji.
3. Śmietankę podgrzewamy z miodem, skórką oraz płatkami akacji. Nie dopuszczamy do zagotowania. Odstawiamy do całkowitego ostygnięcia i przecedzamy przez gazę. Śmietankę wkładamy do lodówki na minimum 6 godzin.
4. Schłodzoną śmietankę ubijamy na sztywno ze szczyptą soli.

Galaretki akacjowe:
1. Żelatynę rozpuszczamy w 2 łyżkach gorącej wody. Wlewamy do muscata.
2. Galaretkę przelewamy do foremek, do których wkładamy kwiaty akacji.
3. Galaretki odstawiamy do lodówki do czasu, aż się zsiądą.

Pastylki miętowe:
1. Czekoladę rozpuszczamy w kąpieli wodnej.
2. Czekoladę mieszamy z odrobiną wanilii i wylewamy na marmurowy blat lub na deskę wyłożoną folią spożywczą.
2. Na czekoladzie układamy miętę i oprószamy solą. Odstawiamy do lodówki na 10 minut.
3. Gdy czekolada zacznie zastygać, wykrawamy pożądane kształty pastylek. Odstawiamy do lodówki do całkowitego zastygnięcia.

Cannelés, Mardi Gras i Bordeaux

Vianne Rocher w książce „Czekolada” przyjechała do małego francuskiego miasteczka dokładnie w Mardi Gras. Trafiła na paradę, za którą niósł się zapach smażonych placków i palonego karmelu. Mogę sobie to wyobrazić bardzo dokładnie – do Francji przyjechałam rok temu w lutym, tuż przed „Tłustym Wtorkiem”, a powietrze pachniało watą cukrową i słodkim syropem.

Ponieważ zamieszkałam w miasteczku położonym dwieście kilometrów od Bordeaux, nic dziwnego, że w okolicznych cukierniach na ladach lśniły rumowe cannelés bordelaise. To jeden z pierwszych wypieków, który zagościł u mnie po przyjeździe i mam do niego wielki sentyment.

Co można robić w Bordeaux, jeśli nie pić bordeaux z pobliskich winnic?

Cannelés bordelaise (ok.12 sztuk)

– 2 jajka + 2 żółtka
– szklanka mąki pszennej
– szklanka cukru muscovado
– 4 łyżki białego cukru
– ~450 ml tłustego mleka
– 10 łyżek ciemnego rumu 
– esencja waniliowa
– 2 łyżki masła
1. Jajka ubijamy, dodajemy do mąki wymieszanej z cukrem. 
2. Mleko podgrzewamy, nie dopuszczając do wrzenia. Zdejmujemy z ognia. Dodajemy masło. 
3. Gdy masło się rozpuści, dodajemy mieszankę jajek i mąki. Mieszamy bardzo dokładnie. Studzimy, dolewamy 5 łyżek rumu i esencję waniliową, ponownie mieszamy.
4. Ciasto odstawiamy na dobę do lodówki. 
5. Foremki smarujemy masłem, oprószamy odrobiną cukru i wlewamy ciasto do 3/4 wysokości.
6. Foremki z ciastem wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni. 
7. Canneles pieczemy przez godzinę i dwadzieścia minut.
8. Ciastka wyjmujemy z foremek, gdy są jeszcze ciepłe. Studzimy.
9. W garnuszku delikatnie rozgrzewamy cukier z 2 łyżkami wody. Gdy się rozpuści, dolewamy 5 łyżek rumu.
10. Canneles nasączamy powstałym rumowym syropem. Pieczemy je 10 minut w piekarniku nagrzanym do 200 stopni. Podajemy na gorąco.

Szarlotka z bezą – najlepsza


„Oto zimą, jabłonie,
oto gil w pąsie tonie.
Gil ma jak pestka serduszko.
Gil – zimowe jabłuszko.” ( J.Harasymowicz, Sad, styczeń )
Szczęście jest tak proste jak rym. Nic nie trzeba więcej, może trochę wtórnej niewinności, nieskomplikowanej melodyki, zabawnej przyśpiewki, która na całe tygodnie potrafi utkwić w głowie.
Zimą najłatwiej jest znaleźć radość. To przez śnieg, przez białe przestrzenie, iskrzy najwyraźniej. Jasna cisza otula wszystko, jest swetrem błogostanu naciągniętym po same uszy. 
Szarlotka to właśnie takie ciasto-sweter, z którym każdy czuje się przytulnie. Koniecznie upieczcie ją na święta. Poniżej przepis na najlepszą szarlotkę wg mojej Mamy, naszą ulubioną! Tym razem w zimowym wydaniu, z bezą i o aromacie pomarańczy.
Szarlotka: 
Ciasto:
– 0,5 kg mąki pszennej
– 200 g masła
– 1/2 szklanki oleju
– 3 żółtka + 1 całe jajko
– 2-3 łyżki cukru
– łyżeczka proszku do pieczenia
Jabłka:
– ok. 2.5kg jabłek
– cynamon
– *cukier
– skórka otarta z pomarańczy
– galaretka pomarańczowa
– 4 łyżki masła
Beza:
– 5 białek
– ok. 300 g drobnego cukru
1. Mąkę, cukier, proszek do pieczenia rozcieramy z masłem. Dodajemy żółtka, jedno jajko i olej, szybko zagniatamy gładkie ciasto. Dzielimy na dwie części w proporcji 3/4. Zawijamy w folię i odstawiamy do lodówki na godzinę. 
2. Obrane i pokrojone jabłka prażymy z dodatkiem masła. Doprawiamy cynamonem, skórką pomarańczową i w razie potrzeby *cukrem. Dodajemy galaretkę, mieszamy dokładnie. Studzimy!
3. Białka w temperaturze pokojowej ubijamy na sztywną, lśniącą pianę, stopniowo i powoli dodając cukier, aż do całkowitego rozpuszczenia kryształków.
4. Nasmarowaną masłem blachę wykładamy ciastem. Spód podpiekamy przez 15 minut w 180 stopniach. Na nim układamy jabłka i pianę z białek, a na wierzchu pozostałe ciasto – starte na tarce. 
5. Szarlotkę pieczemy kolejne 40 min w 180 stopniach. 
Szarlotkę warto wystudzić przed krojeniem, o ile dacie radę się powstrzymać. Pewnie nie – ale później na prawdę trzymajcie ją w chłodzie, by jabłka stężały.

Biszkopt z jabłkami

Miękkość pierwszego śniegu pozwala odpuścić wytrwałości ostatnich plamistych liści. Biel za moment będzie bezpieczną otuliną, zupełnie jak filc Joseph’a Beuys’a, opiekuńczą pokrywą Schneefall. Wiele palców rękawiczek przeplata się z okolicznymi wysepkami szafek, wszystkie gotowe do wyjścia. Zupełnie bez pośpiechu będą gładzić ciszę, spotykać uważnie pojedyncze płatki śniegu. 
Od teraz będzie o przytulności. Wełniane historie i niekończące się stronice koców. Grube ceramiki, gęste czekolady i rozgrzewające cynamony. I biszkoptowy bufor bezpieczeństwa, rumiane od zimna jabłka policzków.

Biszkopt z jabłkami, taka prosta sprawa, puszystość i słodkość. Kwintesencja domowych wypieków. Każdy ma swój przepis na to podstawowe ciasto. I niemal każdy je uwielbia. Do kubka herbaty albo po ciężkim dniu. Na ukojenie nerwów. Na wspomnienie dzieciństwa.

Biszkopt z jabłkami, bardzo cynamonowy
– 5 jajek
– szklanka mąki pszennej typ 550
– łyżka mąki ziemniaczanej
– 3/4 drobnego cukru – w tym duży cukier waniliowy (lub mniej)
– 3-4 jabłka
– szczypta soli

– cynamon
– mielony imbir
– mielone goździki
– mielony kardamon
1. Białka ubijamy na sztywną masę ze szczyptą soli.
2. Żółtka ucieramy na biały puch z cukrem. 
3. Mąki przesiewamy, dodajemy mielone przyprawy, dodajemy jajka i bardzo delikatnie mieszamy do uzyskania gładkiego ciasta. 
4. Obrane jabłka kroimy w plasterki. 
5. Do tortownicy nasmarowanej masłem i oprószonej mąką wlewamy połowę ciasta, układamy połowę jabłek i zalewamy ciastem – na wierzchu znów układamy jabłka. 
6. Biszkopt pieczemy 40 minut w piekarniku nagrzanym do 180 stopni. 
7. Po wyjęciu upuszczamy tortownicę z wysokości kolan na podłogę. Ciasto odstawiamy do wystygnięcia. 

Ciasto z ricottą i mandarynkami

Jak to się wszystko potoczy: Mandarynki wysypane z papierowej torby na nasz stół, wszystkie słoneczne dni, które turlamy po bezpiecznym blacie. Czasami owoce uciekają poza brzegi, nieprzewidywalne odmęty podłogi. Dopiero tam rozpoczyna się szaleńcze pogonie; raz odnalezione wprawiamy w nowy ruch, podsufitną żonglerkę, nieuchwytne wirowania. Rozkładamy owoc na cząstki pierwsze, kładąc na wargi pojedyncze wakuole, rozcieramy olejki w dłoniach. Krągłość cytrusów i sposobności, które ona stwarza, są bardziej fascynujące niż kłębek włóczki w łapkach kota. Ostatecznie mandarynki pochłaniamy bez reszty.

Czas przynieść nową torbę z cytrusami do domu.


Ciasto z ricottą i mandarynkami
Ciasto:
– 1.5 szklanki mąki pszennej typ 550
– 3 łyżki mąki ziemniaczanej
– 0.5 szklanki drobnego cukru
– ok. 400 g ricotty
– 3 jajka L
– ok.60 g masła
– 1 łyżeczka proszku do pieczenia
– skórka otarta z 1 lub 2 mandarynek
– sok z 1 mandarynki
– szczypta soli
Krem:
– 100 ml śmietanki 30 %
– 250 ml śmietanki 36 %
– 100 g białej czekolady
1. Białka ubijamy na sztywną pianę z solą, żółtka ucieramy z cukrem i miękkim masłem na puch. 
2. Mąki przesiewamy, mieszamy z pozostałymi składnikami. Mieszamy łyżką, aż ciasto stanie się jednolite.
3. Ciasto przelewamy do formy nasmarowanej masłem i pieczemy ok. 50 minut w piekarniku nagrzanym do 180 stopni. Studzimy
4. Śmietanki ubijamy na sztywno. Czekoladę rozpuszczamy w kąpieli wodnej i wlewamy ją cienkim strumieniem do śmietany. Mieszamy. 
5. Krem odstawiamy do lodówki na min. godzinę. 
6. Wystudzone całkowicie ciasto smarujemy kremem.

Piernikowe ciasto marchewkowe

Listopad jest dziurawym swetrem, z którego prują się nitki niepokoju. Trzeba go łatać czułościami i ciastem, żeby posłużył do pierwszego śniegu, kiedy można będzie już wyciągnąć porządne, białe sploty.

Listopad jest najbardziej spiczastym miesiącem- i nie chodzi nawet o te jego twarde jedynki w podpisie. Wieże krakowskich kościołów są ostre bardziej niż kiedykolwiek, nakłuwają drapieżnie niebo – dlatego chmury przeciekają i moczą spiczaste na jesień nosy.

Miesiąc wykuty ze stali, z tymi swoimi wszystkimi rynnami i szynami. Hałaśliwe metalowe linie przecinają miasto w każdym kierunku, tworząc śliską i zimną pajęczynę. Nikt nie ma nawet siły, żeby się wyplątać.

Moje imię nie pasuje do listopada i cała czuję się nie na miejscu.
Wyjeżdżam. W miejsce, gdzie można brodzić w śniegu, jest jasno i wszystko iskrzy.
Kiedy wrócę, listopada już tu nie będzie.

Piernikowe ciasto marchewkowe

– 3-4 duże marchewki
– 2 i 3/4 szklanki mąki pszennej typ 550
– 1/3 szklanki mąki ziemniaczanej
– 4 jajka
– 180 g masła
– szklanka ciemnego cukru trzcinowego
– opakowanie cukru wanilinowego
– 2 łyżeczki sody
– 70 g suszonej żurawiny
– 50-70 ml ciemnego rumu


*
– cynamon mielony
– ziarna z 1 laski wanilii
– gałka muszkatołowej 
– imbir 
– goździki
– ziele angielskie
– pieprz różowy
– kardamon
– skórka otarta z pomarańczy


-200 g białej czekolady

1. Marchew myjemy, obieramy i ścieramy na tarce o drobnych oczkach. W razie potrzeby odciskamy trochę soku.
2. Oddzielamy białka od żółtek. Białka ubijamy na sztywną pianę, żółtka ucieramy na puszystą masę z cukrami.
3. Mąkę przesiewamy do miski, dodajemy sodę i utarte w moździerzu przyprawy (*proporcje i ilość wedle uznania. Można też dodać gotową przyprawę do piernika). Dodajemy marchew, żurawinę, rum oraz miękkie masło i miksujemy. Na sam koniec dodajemy jajka i mieszamy łyżką, aż wszystkie składniki się połączą.
4. Ciasto przekładamy do formy nasmarowanej masłem i posypanej mąką kukurydzianą. Pieczemy ok. 45 minut w temperaturze 180 stopni.
5. Wystudzone ciasto polewamy białą czekoladą rozpuszczoną w kąpieli wodnej.