Śnieg przyprószył już wierzchołki gór i przywiódł ze sobą otulającą ciszę. Drzewa i pozostałe po lecie baldachy litworów pokryły się szronem, tworząc wielowymiarową, ulotną koronkę.
W niedzielę obudziła mnie różowa łuna nad szczytami – owinięta grubym, jasnym pledem wyszłam na balkon, żeby przypatrzeć się leniwie rozbudzającemu się dniu. Mroźne powietrze szczypało w policzki. Żeby się ogrzać, sięgnęłam po duży kubek gęstej, gorącej czekolady.
Najpiękniejsze poranki są we dwoje; a te z widokiem na iskrzące się w słońcu Tatry są niezapomniane.
Dróżka wzdłuż strumienia mieniła się kolorowymi kryształkami lodu. Na otoczakach w Białce rozkwitły śnieżne kwiaty. Na świeżym puchu aż roi się od tropów zwierząt – łani i kozic, lisów, zajęcy i kun. Właśnie teraz widać, jak wiele ich jest w górskich smerczynach. Polany są rozświetlone niskim słońcem, skrzące się drobnymi płatkami są miejscem, gdzie rozgrywają się najpiękniejsze, prywatne baśnie.
Żeby zatrzymać ten śnieżny, ciepły jak dłonie ogrzane przy kominku nastrój, upiekłam pasujące do książek i swetra ciasteczka.
Kruche jak pierwsze dni zimy.
Imbirowe ciasteczka
– 2 szklanki mąki pszennej
– 1/3 szklanki mąki ziemniaczanej
– 2/3 szklanki drobnego cukru
– 180 g masła
– 1 jajko
– 2 żółtka
– świeży imbir
– skórka otarta z 1 limonki
1. Suche składniki mieszamy ze sobą. Dodajemy utarty imbir (ilość zależna od preferencji – włókna, które pozostaną na wierzchniej części tarki odciskamy z soku, ale ich nie dodajemy) oraz skórkę ze sparzonej limonki.
2. Do ciasta dodajemy jajko oraz 2 żółtka, a także posiekane drobno masło.
3. Szybko wyrabiamy gładkie ciasto, w razie potrzeby można dodać odrobinę zimnego mleka.
4. Formujemy kulę, zwijamy w folię i odstawiamy do lodówki na 2 godziny.
5. Ciasto rozwałkowujemy cienko, podsypując je mąką. Wycinamy ciasteczka i pieczemy przez 20-25 min w piekarniku nagrzanym do 160 stopni.