Blog

Ślimaki z majonezem – bulots mayonnaise

Kiedy gromada Messier 68 wchodzi w najwyższą ćwiartkę okna, to znak, że dochodzi 2 w nocy. Połyskuje na dół od Jowisza, niewidocznego z poduszki. Mapa nieba wyrysowuje się w powidokach pod bezsennymi powiekami. Unukalhai, szyja węża, odległa od nas o jedno życie, 74 lata świetlnych wspomnień, owija się wokół dłużącej się nocy.

Niebiańskie okiennice furkocą od nagłych zmian pogody, leżę w hamaku miasta pomiędzy górami i oceanem. W zawiłościach muszli i wśród skalistych ścieżek można usłyszeć więcej, niż w gwarze ludzi.

________________________________________________________________________________

Morskie ślimaki z Normandii są piękne. Wystarczy je ugotować do miękkości w aromatycznym, ziołowym bulionie z dodatkiem wina i po wystudzeniu podawać z lekkim majonezem. Wspaniała przekąska na letnie upały, na kolację na tarasie lub piknik.

Morskie ślimaki z Normandii z majonezem cytrynowym  (porcja dla 2-3 osób)

Ślimaki: 
– 1 kg morskich ślimaków – bulots
– 1 cytryna
– 1 cebula
– 3 liście laurowe
– 4 ząbki czosnku
– kilka gałązek tymianku
– 1.7 l wody
– 0.5 l wytrawnego białego wina

– 2 łyżki octu
– 2 łyżki soli
Majonez cytrynowy
– 2 żółtka
– 350 ml łagodnej oliwy z oliwek
– ok. 2 łyżki soku z cytryny
– łyżeczka musztardy dijon
– skórka otarta z 1/2 cytryny
– świeża pietruszka
– pieprz czarny grubo mielony
– szczypta cukru
– sól

Ślimaki:

1. Ślimaki dokładnie myjemy. Wkładamy je do zimnej wody wymieszanej z octem i solą. Pozostawiamy w chłodnym miejscu na 2-3 godziny. Po tym czasie ponownie je płuczemy.
2. Do wysokiego garnka wkładamy ślimaki, tymianek, zgnieciony czosnek, przepołowioną i obraną cebulę, pokrojoną w ćwiartki cytrynę i liście laurowe. Zalewamy zimną wodą i winem.
3. Ślimaki gotujemy przez ok.45 minut od zagotowania się wody.
4. Ślimaki studzimy w wywarze. Następnie odsączamy i podajemy na zimno z majonezem.

Majonez:

1. Jajka wyparzamy!
2. Żółtka wbijamy do wysokiego naczynia, dodajemy sok cytrynowy, musztardę, sól i cukier.
3. Gdy zaczniemy ubijać żółtka, cienką strużką dolewamy oliwę. Ubijamy mikserem, aż majonez zgęstnieje.
4. Pietruszkę myjemy, drobno siekamy. Ze sparzonej cytryny ścieramy skórkę. Mieszamy z majonezem. Doprawiamy pieprzem.

Żabie udka z sosem pietruszkowym

Jean-Baptiste Grenouille /fr.żaba/, targany obsesją zapachu w książce „Pachnidło”, przemierzał Francję w poszukiwaniu najpiękniejszych aromatów. 
Noce majowe przesiąkają upojnym jaśminem. Wiciokrzewy wodzą drobnymi języczkami na pokuszenie, otumaniają mury ogrodów i ich skrytych mieszkańców. Glicynie omdlewają w upale. Miasto, w którym obecnie mieszkam, ville fleurie, pachnie teraz miodem i kwitnącymi lipami. Powietrze jest słodkie i oblepiające jak wata cukrowa, włącznie z kłębkiem późnego zachodu słońca. Zapadający zmrok przynosi chłód pobliskich gór. Spadziste trawniki parku Beaumont pokrywają się melodią świerszczy.  Zimny, zielony zapach trawy rozbrzmiewa gardłami żab.
Jak Grenouille można zamknąć oczy, podążać za aromatami i odczuć najpiękniejszy obraz wczesnego lata. 
_________________________________________________________________________________
Żabie udka, uważane powszechnie za francuską klasykę, są niezwykle łatwe w przygotowaniu. Mięso jest bardzo delikatne i lekko słodkawe. Należy przyrządzać je jak owoce morza i ryby – na przykład smażąc krótko. Można je również panierować lub robić z nich szaszłyki na grilla! (to ostatnie to patent mojego Taty.)
Sos pietruszkowy nie ma sobie równych. Ziołowy, bardzo aromatyczny. Możecie go podawać także do innych potraw – będzie wspaniale komponował się z dorszem, przegrzebkami lub piersią z kurczaka. Palce lizać!
Żabie udka z sosem pietruszkowym

Żabie udka:
– 300 g żabich udek
– 3 ząbki czosnku
– skórka z 1 cytryny
– 150 g masła
– sól 
– pieprz
– * mleko
Sos pietruszkowy:
– 200 ml śmietanki 30%
– pęczek pietruszki 
– kilka gałązek estragonu
– szalotka
– 2 łyżki masła
– 125 ml wytrawnego wina
– 2 liście laurowe
– 3-4 ziela angielskie
– pieprz czarny
– sól

Żabie udka:
0*. Świeże lub rozmrożone żabie udka moczymy w mleku przez trzy godziny w lodówce. *osobiście tego nie robię, ale jeśli zdarzy się, że udka mają lekki zapach mułu, warto je namoczyć. Bardzo dokładnie je odsączamy i osuszamy.
1. Czosnek miażdżymy, ucieramy z solą, pieprzem i grubymi plastrami skórki z cytryny – bez albedo. Powstałą marynatą nacieramy udka i odstawiamy w szczelnie zamkniętym pojemniku do lodówki na min. 3 godziny (najlepiej na całą noc).
2. Na patelni rozgrzewamy masło i smażymy udka w takiej ilości, żeby każde miało swoje miejsce – nie wszystkie na raz, by nie ochłodzić zbytnio masła. Smażenie powinno trwać ok.3-4 minuty – postępujemy podobnie jak z krewetkami.

Sos:
1. Szalotkę siekamy drobno i podsmażamy na maśle, aż się zeszkli. Dodajemy liście, ziele i wino – gotujemy, aż płyn zredukuje się o 1/3.
2. Do sosu cienką strużką dolewamy śmietanę w temperaturze pokojowej, by się nie zwarzyła. Mieszamy nieustannie. Gdy się zagotuje, zdejmujemy z ognia. Wyjmujemy liście i ziele.
3. Do sosu dodajemy posiekaną pietruszkę i estragon. Blendujemy. Doprawiamy solą i pieprzem.

Gorące żabie udka podajemy na gorącym sosie, wraz ze świeżym pieczywem – najchętniej z bagietką.

Pierś kaczki z karmelizowaną marchwią i cykorią, purée ziemniaczano-selerowe

W niedzielne przedpołudnia w quartier Les Anglais można przepaść w ciszy. Na styku rue Rivares i Guichenné milczą złote sakshorny i poskręcane waltornie. Poniżej w witrynie u lutnika uśpione szkielety wiolonczel i skrzypiec, zielony duch altówki.
To dzień, w którym musisz mieć czas na wszystko. Przeciągłe ziewnięcie, Mirrę Alfassę i powrót do Jamesa Joyca. A nawet na to, żeby dokładnie obejrzeć wszystkie zagięcia w pościeli.

I w tej senności jest miejsce na cierpliwe pieczenie i karmelizowanie, redukowanie. Można sobie pozwolić na wyczuwanie momentów, obserwowanie i trafienie precyzyjnie w punkt. Nie ma pośpiechu. W niedzielne popołudnia jest czas na rozkoszowanie się każdym najmniejszym elementem i każdym słowem. 

Pierś kaczki z karmelizowaną marchwią i cykorią, purée ziemniaczano-selerowe ( dla 2 osób )

Kaczka i warzywa


– 2 piersi kaczki bez skóry


– 6 małych, młodych marchewek
– 2 cykorie
– 2 szalotki
– 2 ząbki czosnku
– 3 pomarańcze


– ok. 150 ml bulionu
– masło
– 3 liście laurowe
– tymianek
– pieprz młotkowany
– gwiazdka anyżu
– laska cynamonu
– sól

 Purée ziemniaczano-selerowe
– 4 ziemniaki
– 1/3 korzenia selera
– gałka muszkatołowa
– 2 ząbek czosnku
– 2 łyżki masła
– 3 łyżki śmietany kremówki
– sól 

Warzywa i kaczka:
1. Na patelni rozpuszczamy masło, wrzucamy oskrobane marchewki, obrane i przepołowione szalotki, połówki cykorii i zmiażdżone ząbki czosnku. 
2. Gdy warzywa lekko się zrumienią, wlewamy bulion, wrzucamy liście, gałązki tymianku, anyż i cynamon. Odparowujemy.
3. Na patelnię wlewamy sok z 3 pomarańczy, karmelizujemy. 
4. Gdy warzywa będą dochodzić, na patelnię wkładamy mięso. Smażymy po ok. 3.5 minuty z każdej strony. Solimy, pieprzymy.
 Purée:
1. Ziemniaki w mundurkach, selera i czosnek pieczemy w 180 stopniach do miękkości. 
2. Wszystko obieramy, selera i czosnek miksujemy, ziemniaki bardzo dokładnie tłuczemy z dodatkiem masła, śmietany, gałki muszkatołowej i soli. Mieszamy.

Grzanka ze szpinakiem i kozim serem

Lubię dni, w których nie znam czasu. Dni, w których zręcznie omijam „muszę” na rzecz „chcę”. Budzę się w przesmyku słońca pomiędzy błękitnymi okiennicami. W ciepłym strumieniu wody myślę o przeczytanych w nocy akapitach. Ubieram w domu ulubioną lekką sukienkę w kwiaty, rozczesuję włosy. Parzę kawę po kawie,  czytam rzeki książek. Wychodzę na targ, rozpoznaję coraz więcej francuskich słów, kiedy kupuję bukiety ziół. Uczę się pór, w których światło pada przez smukłe okna na ściany: rano fotografuję portrety,  wczesnym wieczorem smaki.
Krążę pomiędzy boulangeries. Każda z nich ma inne pieczywo, które różni się miąższem, skórką, mniej lub bardziej szpiczastymi czubkami. Niektórzy piekarze mnie rozpoznają, przynoszą gorące bagietki z zaplecza. Lubię te dni, kiedy pieczywo wydaje się najważniejszą rzeczą na świecie. Kiedy mam czas na to, by czuć jego ciepło i strukturę. I kiedy w drodze nad wodę wbijam zęby w gorący jeszcze bochenek, a później odrywam po kawałku dla siebie i dla kaczek. Kiedy nad rzeką przesuwam palcem po żyłkowaniu kamieni, milczę z uważnymi czaplami.
Przepis na dzień bez czasu. Trzy proste składniki: pieczywo, masło i ser. A jeśli ma być już zupełnie rozkosznie, to jeszcze szpinak, czosnek i wino – tego ostatniego użyjcie nie tylko do gotowania, ale przede wszystkim do picia przy wspaniałej książce. Lub nad rzeką, tam też wspaniale się bywa. 

Grzanka ze szpinakiem i kozim serem
– 1 rzemieślnicza bagietka
– koszyczek świeżego szpinaku baby
– 1 ząbek czosnku + 1 do smarowania
– ser kozi typu crottin
– 2 duże łyżki masła
– 100 ml wytrawnego białego wina
– świeży tymianek
– pieprz młotkowany
– sól

1. Siekamy obrany ząbek czosnku. Na patelni rozgrzewamy łyżkę masła, wrzucamy czosnek, wlewamy wino i lekko redukujemy. Dodajemy szpinak i smażymy przez ok.2 minuty, aż liście zmiękną. Solimy, pieprzymy, zdejmujemy z patelni. 
2. Na tej samej patelni ponownie rozgrzewamy masło i układamy na nim przekrojoną bagietkę miąższem w dół. Rumienimy. Gotowe pieczywo smarujemy przekrojonym ząbkiem czosnku. 
3. Na gorącym pieczywie układamy szpinak i ser. Możemy podgrzać w piekarniku z grzaniem od góry, jednak ciepło bagietki i szpinaku powinno roztopić ser. Posypujemy listkami i kwiatkami świeżego tymianku. 

Pieczone karczochy

Przeprowadzam badania ornitologiczne o zmianach upierzenia, kiedy w lustrze widzę pierwszą siwą brew. Chociaż może to być skutek tego rozjaśniającego słońca, do którego się jeszcze nie przyzwyczaiłam. Albo tęsknoty. 
Ledwie rozpoznaję tutejsze prądy powietrza pod skrzydłami, a już mierzi mnie nostalgia, że trzeba się zbierać. Mam ciągłe uczucie przelotność i bezgraniczności. Mogę zabierać za sobą tylko po jednym źdźble z każdego kolejnego gniazda, tyle, ile udźwignę. Niewiele miejsca zostaje, kiedy całą resztę zajmują wspomnienia. 

Karczochy stroszą pióra. Dziwne kwiaty-ptaki, z tym swoim miękkim sercem.
Tutaj w minimalistycznej postaci, najprostsze. Podawane do długich rozmów i wspominek.
Pieczone karczochy
– 6 małych karczochów
– 3 łyżki oliwy
– 5 ząbków czosnku
– 1 cytryna
– sól
1. Karczochy kroimy na połówki, od razu smarujemy przepołowioną cytryną. Wydrążamy włochatą część. ( Jeśli karczochy są większe, należy zdjąć zewnętrzne liście i przyciąć czubki. Jednak przy malutkich, młodych, nie ma takiej potrzeby. 
2. Oliwę ucieramy z sokiem z połowy cytryny, solą i dwoma ząbkami czosnku. Polewamy wnętrze karczochów, ułożonych w naczyniu żaroodpornym. 
3. Na wierzchu karczochów układamy plasterki z połowy cytryny, a pomiędzy wkładamy 3 zgniecione i przepołowione ząbki czosnku. 
4. Karczochy pieczemy pod folią aluminiową przez 30 minut w 180 stopniach, następnie przez 15 minut bez przykrycia. 
Pieczone karczochy podajemy z pieczywem i sosem berneńskim (to taki sos holenderski, tyle że z dodatkiem estragonu). 

Szparagi z sosem holenderskim

Potok Pau lśni jak klisza z nieskończoną ilością klatek. Niektóre z nich wyłapuję z brzegu, zimne, burzliwe, porośnięte najcieńszymi jeszcze liśćmi. Wilgotne od wody kamienie i drzewa żyłkowane są światłem. Dzielnica Rives du Gave schodzi zmurszałymi uliczkami do rzeki. Wymyślone na nowo historie domów, pamiętających królów Nawarry, pojawiają się nocą w mojej głowie, kiedy wiatr uderza okiennicami o kruche ściany mojego snu. Ta klatka, zdjęcie opuszczonej kamienicy, odżywa w mirażach, pływam z nurtem wokół obrazu zapamiętanego w ciągu spaceru.
Powyżej splątane bluszczem mury. Z nich rzeka ciągnie się poza horyzont – tam, gdzie zawsze chcę iść.

———————-

Rozpoczął się sezon na szparagi. Są jeszcze cieniutkie, niezwłókniałe, kruche i słodkie. Kondensują w sobie całą zieleń smaków wiosny. Niewiele im potrzeba, by stały się daniem perfekcyjnym: zaledwie chwila na patelni z masłem i winem. A to już absolutna klasyka! Szparagi z kremowym sosem holenderskim i jajkiem w koszulce.
Bajkowo proste i przepyszne połączenie! Poniżej znajdziecie również sposób na to, by jajko w koszulce zawsze się udało. 

Szparagi z sosem holenderskim i jajkiem w koszulce
Szparagi
– 0,5 kg zielonych szparagów
– łyżka masła
– 150 ml białego wytrawnego wina 
– sól
Sos holenderski
– 3 żółtka
– 80 g masła
– ok.60 ml białego wytrawnego wina
– skórka z 1/4 cytryny
– pieprz
– sól 
Jajko w koszulce

– jajko
– oliwa
– folia kuchenna
Szparagi:

1. Szparagi myjemy, odcinamy zdrewniałe końcówki.

2. Na patelni rozgrzewamy masło, układamy szparagi i zalewamy winem. Podsmażamy, aż szparagi będą miękkie, a płyn się zredukuje. Solimy. *Tym cieniutkim, najmłodszym wystarczy zaledwie 10 minut.
Sos holenderski:
1. Żółtka ubijamy na parze wraz z winem, stopniowo dodajemy gorące masło. Ubijamy nieustannie, aż sos stanie się kremowy i zgęstnieje.

2. Sos doprawiamy skórką otartą z cytryny, pieprzem i solą.

Jajko po bendeyktyńsku:

1. Na filiżance rozkładamy folię kuchenną tak, by było małe zagłębienie.

2. Zagłębienie smarujemy oliwą i ostrożnie wbijamy jajko. Dokładnie zawiązujemy pakiecik. 
3. Jajko gotujemy we wrzątku przez 5 minut, natychmiast podajemy (wyjęte z folii). 

Mazurek cytrynowy

Wielkanoc ma zapach wody kolońskiej i konwalii. Świąteczna niedziela smakuje jak zające z białej czekolady. Kilka promieni forsycji przebija się przez chłód, który odczytujemy z nieprzebudzonego jeszcze nieba. I w domu jest tyle jajek, które trzeba przenosić w dłoniach z największą ostrożnością! Babcia wkłada błękitne barwinki w haft przy sztywnej serwecie okrywającej koszyczek. Jeśli podzielimy się tym, co w nim mamy, będziemy mieć dobry rok.

Jeśli będziemy się dzielić dobrym słowem, będziemy mieć dobre życie.

—–
Have a good life. Piękne życzenia, które usłyszeliśmy bez okazji od nieznajomego w parku Beaumont.
Dobrego życia dla Was na codzień! Chociaż o składaniu życzeń najłatwiej przypomnieć sobie w święta.

Mazurek cytrynowy ( 1 duży / 2 małe )
Ciasto:
 250 g mąki
– 200 g masła
– 3-4 łyżki cukru
– 1 jajko + żółtko
– 2 łyżki wody z kwiatów pomarańczy
Lemon curd ( na 1 mały mazurek )
– 4 żółtka
– 2 cytryny
– 80 g drobnego cukru
– 120 g masła
Ciasto:

1. Mąkę mieszamy z cukrem siekamy z masłem, dodajemy jajko, żółtko, wodę i bardzo szybko zagniatamy zimnymi rękoma.

2. Ciasto wałkujemy, nadajemy pożądany kształt, nakłuwamy widelcem i wkładamy do lodówki na godzinę. 
3. Ciasto pieczemy w 180 stopniach przez ok. 20 minut. 
Lemon curd:
1. Żółtka mieszamy z cukrem i sokiem z cytryn. Lekko podgrzewamy. 
2. Gdy masa zacznie gęstnieć, dodajemy posiekane masło. Gotujemy, cały czas mieszając, aż masa zjaśnieje i zgęstnieje.
3. Do masy dodajemy skórkę otartą z jednej cytryny. Chłodzimy.
Ostudzony spód mazurka smarujemy lemon curdem i dekorujemy białą czekoladą. 

Kwiatowa pavlova

Przesunięcie po planszy, dwa tysiące kilometrów, jednym obłym ruchem. Zupełnie jak głaskanie grzbietu kota, skulonego na Twoich kolanach. Szach mat. Nie możesz się już ruszyć, żeby go nie obudzić.

U mnie dziś kwitnie bez. Ty przez otwarte okna poczujesz go najwcześniej za miesiąc. Wróciliśmy zatem do listów. Do oczekiwania. Mogłabym Ci dziś opowiedzieć o tym, jak szukałam strzępków słów, machając dłońmi jak motyle nad wezbranymi pękami, żeby kupić na targu bez. La vendeuse, pomarszczona od południowego, francuskiego słońca, wykrzykując „Fleure! Beau parfum!” podtykała mi pod nos gałęzie tak wybujałe, że nie mieściły mi się w głowie. Ani w żadnym wazonie w mieszkaniu. Przyniosłam zatem do domu stary miedziany kocioł, usiany połyskującymi prześwitami – tylko on mógł pomieścić nadmiar lilaku i oliwnych gałązek.
Ale żeby poczuć tą historię, musisz poczekać dwa tysiące kilometrów, do maja, aż u Ciebie zakwitnie bez.

—————–
Melodramatyczna dandyska, nadmierna kruchość dla ozdoby. Porcelanowa kopuła słodyczy. Kaprys przepychu. Esencja dekadencji. Kwiatowa pavlova, beza przybrana bzem, fiołkami, różami lub lawendą.
Postawcie ją na środku stołu, w centrum zainteresowania, dokładnie tam, gdzie jej miejsce. Ozdobna, krucha, piankowa wewnątrz, robi spektakularne wrażenie. Będzie błyszczeć na scenie blatu, przy świątecznym teatrze obiadu.

Jest idealna na Wielkanoc – po pierwsze leciutka, a to po fetowaniu bardzo wdzięczna cecha słodyczy. Po drugie – już wiecie, co zrobić z białkami, które pozostaną po jajecznym wielkanocnym gotowaniu.

/ w kwietniu w Polsce kwitną fiołki, magnolie, śliwki, wiśnie, stokrotki… wszystkie jadalne! możecie nimi spokojnie dekorować bezę /

Bzowa pavlova

Beza:
– 4 białka z jajek L
– 200 g cukru bzowego ( lub lawendowego, różanego, fiołkowego etc. )
– 2 łyżki soku z cytryny
– barwnik czerwony w proszku
Krem: 
– 400 ml śmietanki 30% 
– 2-3 łyżki cukru pudru
– 4-5 łyżek wody z kwiatu pomarańczy
– agar / listek żelatyny

Beza:
1. Białka ubijamy na pianę. Gdy zacznie być lekko sztywna, powolutku, stopniowo dosypujemy cukier. Ubijamy cały czas, aż piana będzie bardzo sztywna, gładka i lśniąca. 
2. Do piany dodajemy sok z cytryny i barwnik w proszku. Delikatnie mieszamy, unosząc pianę do góry. 
3. Na papier do pieczenia, ułożony na blasze, wykładamy pianę. Szpatułką formujemy okrąg o średnicy ok.17-20 cm. Wygładzamy brzegi.
4. Piekarnik nagrzewamy do 150 stopni, wkładając bezę zmniejszamy do 120 /za: whiteplate/. Pieczemy ją przez 1 godzinę i ~35 minut. 
5. Bezę pozostawiamy do całkowitego ostygnięcia w piekarniku, przez ok. 2.5 godziny. 
(oczywiście, moją wyjęłam po godzinie – miałam upiec ją rano, ale zaspałam na zajęcia z francuskiego, a po powrocie spieszyłam się, żeby zdążyć ją przygotować tak, by sfotografować w ulubionym świetle. Dlatego pękła, gdy tylko nałożyłam na nią krem, ale nadal była pyszna, krucha, z pianką w środku)

Krem:
1. Śmietankę ubijamy na sztywno, stopniowo dodając cukier. 
2. Gdy krem będzie puszysty, dolewamy wodę z kwiatu pomarańczy i rozpuszczoną w minimalnej ilości wody żelatynę lub agar. Mieszkamy bardzo delikatnie. 
3. Krem odstawiamy do lodówki na min. godzinę. 
Na ostudzoną bezę nakładamy krem, dekorujemy kwiatami.

Makaron z rukwią wodną, truskawkami i mozzarellą di buffala

Wiosenne promienie nie są ugładzone przewidywalnością. Wyrywają się do życia spośród wtulonych w siebie nawzajem chmur. Góra – dół, wyciągają się szyje trawy, rozprostowują przelotne deszcze.
Żyję w tej wertykalnej rzeczywistości, pobłyskuję różowymi paznokciami gładkimi jak magnolie, przeczesując piony miasta. Wystawiam twarz do odnalezionego słońca, marcowego trznadla. 
Można już rozkwitnąć. 
————–

Pamiętacie, kiedy ostatnio jedliście makaron z truskawkami? Jestem przekonana, że to przyjemne wspomnienie. Tutaj wydarza się nowa historia: świeża pasta z dodatkiem lekkiego ziołowego sosu na bazie rukwi wodnej. Koniecznie z kremową mozarellą z mleka bawolic. I truskawki! Najsłodsze, jakie tylko znajdziecie! Udało mi się dostać lokalne – pierwsze, drobne, pachnące jak poziomki.
Całość smakuje jak popołudnie w budzącym się do życia ogródku.

Makaron z rukwią wodną, truskawkami i mozzarellą di buffala (porcja dla 3 osób)
Sos z rukwi wodnej: 

– bardzo duży pęk rukwi wodnej

– kilka gałązek mięty
– kilka gałązek tymianku
– 2 łyżki masła
– 250 ml wytrawnego białego wina
– 2 liście laurowe
– kilka ziaren ziela angielskiego
– pieprz czarny młotkowany
– sól
– * 120 ml śmietany kremówki



Poza tym: 


– 350 g świeżego tagliatelle / pappardelle 
– ok. 200 g mozzarelli di buffala
– 300 g truskawek

1. W garnku rozgrzewamy masło, dodajemy liście laurowe, ziele angielskie i wrzucamy umytą, odsączoną i pokrojoną z grubsza rukiew. Kilka gałązek odkładamy do dodania na surowo.
2. Do lekko podduszonej rukwi dolewamy wino, redukujemy 2/3 płynu. * Możemy dolać śmietankę i zagotować.
3. Rukiew zdjemujemy z kuchenki, dodajemy miętę i doprawiamy solą. Wyjmujemy liście laurowe i ziele angielskie. Blendujemy.
3. Sos doprawiamy pieprzem i listkami tymianku.

4. Makaron gotujemy al dente w osolonej wodzie. Odsączony mieszamy z sosem, porwaną na kawałki mozarellą, pozostałymi listkami rukwi i pokrojonymi truskawkami.

Cykoria zapiekana. No raczej, że z boczkiem.

Zrywy deszczu spłukują resztki zimy, która właściwie jest tylko z nazwy pośród kwitnących magnolii Akwitanii. Wiatr wywichnął parasol i rozpuścił mi włosy. Zielony płaszcz przemókł doszczętnie razem z pączkującymi parkami. Pireneje widoczne z bulwaru zeszły za chmury pointylizmu mirabelek.

Pointiller; monde parsemée de pluie. Dzień wykropkowany, ciężko połączyć go w całość. Usiany nową roślinnością, z rozsypanym groszkiem deszczu. Moje błękitne okiennice odpędzają swoim wachlowaniem nawałnicę chłodu.

Status quo musi się zgadzać: w mojej francuskiej kuchni znów płynie wino, masło i śmietanka. Rozgrzewam piekarnik i przy okazji wyziębione mieszkanie. W wyciu wiatru i bębniącej ulewie potrzebuję spokojnego rytmu. Cykoria i boczek. Roquefort jak dzisiejsze niebo: poprzecinany granatem. No i oczywiście gorące pieczywo.

Teraz już spokojnie można otulić się kocem aromatów i oglądać deszcz jak film.

Cykoria zapiekana. Z boczkiem i roquefort’em ( dla 2 osób )

– 4 cykorie
– 150 g boczku
– roquefort
– 120 ml śmietany 30%
– 2 ząbki czosnku
– masło 
– 150-200 ml wytrawnego wina (sauvignon blanc / alzacki riesling )
– pieprz biały mielony
– świeży tymianek
– ew. sól
– 3 liście laurowe

1. Naczynie żaroodporne smarujemy zmiażdżonym ząbkiem czosnku i masłem. 
2. Cykorie kroimy wzdłuż na 4 części, usuwamy gorzki głąb. Układamy je przecięciem do góry w naczyniu. 
3. Cykorie polewamy winem, tak, żeby wsiąknęło pomiędzy liście; na każdym kawałku układamy cienki plasterek masła (tak naprawdę to lepiej dwa plasterki) i odrobinę czosnku. Dodajemy liście laurowe. 
4. Naczynie wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni. Pieczemy cykorie przez 10 minut, następnie przekręcamy je, by były wypukłą stroną do góry. Dodajemy łyżkę masła i pieczemy przez kolejne 15 minut, aż wino się zredukuje.
5. Ponownie ostrożnie odwracamy cykorie, tak by się nie rozpadły. Polewamy śmietaną i posypujemy boczkiem. Pieczemy przez 10-15 minut do zrumienienia śmietany. 
6. Przed podaniem posypujemy pokruszonym roqueforem oraz listkami tymianku. Oprószamy pieprzem i ewentualnie solą. Podajemy z bagietką lub makaronem. Albo jako dodatek do mięs.

* porcja dla dwóch osób jako samodzielny posiłek z pieczywem, jako dodatek wystarczy dla 4 osób.