Blog

Pavlova z owocami

Aromatyzujemy jedzenie ziołami, wodą różaną, esencjami. A gdyby je tak romantyzować?…
Romantyzuję moje gotowanie nagminnie, głównie wspomnieniami, kwiatami, spacerami i książkami. Dla mnie historia deseru, stworzonego podobno po raz pierwszy dla baletnicy, Anny Pavlovej, jest urzekająca. Beza oddaje lekkość tańca, jest też bogata w swojej strukturze dokładnie tak, jak tutu.
Jestem pewna, że piękna Pavlova, zajadając się tym muślinowym w środku, a chrupiącym z wierzchu torcikiem popijała szampana, tudzież inne musujące trunki.

Do mojej bezy podałam Vinho Verde Espumante. Pyszne, perliście musujące, o cytrusowej nucie. W połączeniu ze słodkim tortem i wytrawnymi jeżynami, porzeczkami i malinami smakowało idealnie. Całość była lekka i współgrała ze sobą, a wino o aromatach owocowych dodatkowo nadało zwiewnego charakteru. Anna Pavlova byłaby zauroczona.

Pavlova z owocami


Tort:
– 4 białka 
– ok. 220-240 g drobnego cukru
– łyżka mąki ziemniaczanej
– 2 łyżki świeżego soku z cytryny
1. Białka ubijamy na sztywną pianę, stopniowo dodając cukier. Pod koniec ubijania, dodajemy mąkę i sok cytrynowy.
2. Masę wykładamy na papier i tworzymy formę tortu za pomocą szpatułki cukierniczej. 
3. Tort wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 140 stopni, pieczemy 10 minut, po czym zmniejszamy temperaturę do 110 stopni i suszymy bezę przez 2 godziny.
4. Bezę studzimy w uchylonym piekarniku przez ok. 3 godziny, następnie godzinę poza piekarnikiem.
Przybranie:

– ok. 400 ml słodkiej śmietanki 36%
– drobny cukier (do smaku)
– 3 łyżki soku z pomarańczy
– szczypta soli
– owoce
1. Zimną śmietankę ubijamy na sztywno z cukrem i szczyptą soli. Pod koniec ubijania dodajemy powoli sok z pomarańczy.
2. Śmietankę układamy ostrożnie na bezie, dekorujemy sezonowymi owocami. 

Figi z jamón serrano i kozim serem

Figi, zawsze pełne obezwładniającej słodyczy, są owocami niezwykle malarskimi. Tak często można je spotkać w niderlandzkich martwych naturach, zwłaszcza te fioletowe. Piękne!
Oprócz tego, że figi i farby olejne to dobrzy przyjaciele, to świetnie pasują też do zaspokajania zmysłu smaku- z podsuszaną szynką, orzechami, serami pleśniowymi i ziołami. Nie gorzej smakują jako deser, z miodem albo z ciężkim, karmelowym moscatelem lub marsalą, podane z korzennymi przyprawami.

Dzisiaj w dwóch wersjach – z serrano i bardziej deserowej, wegańskiej. W każdym wypadku rozgrzewająco.

Figi z jamón serrano i kozim serem (proporcje na 1 porcję)

– surowa figa
– plasterek szynki serrano
– 2 łyżeczki twarogu koziego
– pół łyżeczki miodu wrzosowego
– orzeszki pinii
– pół łyżeczki siekanych liści rozmarynu
– pieprz
– ew. sól 


1. Figi myjemy, osuszamy i przecinamy na krzyż. Delikatnie ściskamy palcami od spodu, aby owoc się otworzył.
2. Figę obwijamy plastrem szynki, nadziewamy serem wymieszanym z rozmarynem, polewamy miodem, posypujemy orzeszkami i doprawiamy pieprzem.
3. Figi pieczemy przez ok. 10-12 minut w piekarniku nagrzanym do 180 stopni.

Figi pieczone w wersji wegańskiej (proporcje na 1 porcję)


– surowa figa
– orzeszki pinii
– 3-4 łyżeczki moscatelu
– mielony cynamon

1. Figi myjemy, osuszamy i przecinamy na krzyż. Delikatnie ściskamy palcami od spodu, aby owoc się otworzył.
3. Figi układamy ściśle w naczyniu żaroodpornym. Do środka każdej figi wkładamy orzeszki piniowe, polewamy moscatelem i oprószamy mielonym cynamonem.
4. Figi pieczemy przez ok. 10-12 minut w piekarniku nagrzanym do 180 stopni.
5. Powstały sos redukujemy i polewamy nim figi.




Brownie ze śliwkami i orzechami

Czytaliście „Czekoladę” Joanne Harris? Od wielu lat jestem zauroczona tą pyszną powieścią, pełną magii i gorącego aromatu temperowanej kuwertury. Znalazłam dla siebie takie miejsce, które przenosiło mnie w ten literacki świat pełen ślicznych pralinek i pasji.
W Belgii niemal codziennie rano wstępowałam do pobliskiej chocolaterie po kawałek brownie – cudownie słodkiego, ciężkiego ciasta. Smak czekolady był przepastny, a jego struktura, z dodatkiem kakaowego (oczywiście!) likieru, była niemniej wciągająca, niż sam zapach małego sklepiku. Tamto brownie, nie do podrobienia, stało się moim uzależnieniem, rozpływałam się z rozkoszy z każdym kęsem i wracałam w mgliste poranki, nadrabiając drogi.

Dzisiaj proponuję przepis na szybkie, sierpniowe brownie – jego słodycz złamana jest kwaskowatością śliwek. W taki deszcz nie ma nic lepszego, niż czekoladowe, gęste ciasto i równie gęsta narracja dobrej powieści.

Brownie ze śliwkami i orzechami

– 300 g czekolady mlecznej
– 200 g niesolonego masła
– ok. 150 g mąki pszennej typ 450 / mąki żytniej typ 450
– 4 jajka
– 1/3 szklanki cukru trzcinowego
– 200 g orzechów włoskich łuskanych
– kilka śliwek węgierek
– esencja waniliowa
– 3/4 łyżeczki proszku do pieczenia

1. Masło rozpuszczamy z czekoladą w kąpieli wodnej.
2. Mieszamy ze sobą sypkie składniki, dolewamy ostudzoną, rozpuszczoną czekoladę z masłem, esencję i wbijamy jajka. Miksujemy do uzyskania gładkiej masy.
3. Do ciasta dodajemy orzechy włoskie i ostrożnie mieszamy łyżką.
4. Ciasto wylewamy do formy wyłożonej papierem do pieczenia, na wierzchu układamy pokrojone węgierki.
5. Ciasto pieczemy ok. 30 minut w 170 stopniach.

Pappardelle z kurkami i Vinho Verde Alvarinho

Koniec sierpnia jest czasem niesamowitym w kuchni – lato jest już stare, ale niezwykle obfite. Gałęzie drzew uginają się od rumianych owoców, pęcznieją dynie, dojrzewają bakłażany, pojawiają się grzyby. 
Wiele uroku mają łagodne kurki, które są wdzięcznym składnikiem, kiedy tylko dobrze się je przygotuje. Cudownie łączą się z ziołami, jajkiem, winem…
Właśnie, jakie wino dobrać do delikatnych kurek? Białe, oczywiście! Aksamitne jak one same i krągłe jak letnie owoce.
Do pappardelle z kurkami dobrałam portugalskie vinho verde Suprerior Alvarinho Casa Santa Eulalia. Świeże, dostałe, a zarazem aksamitne, przyjemnie gładkie na języku. 
Sos przygotowałam na bazie oliwy, która ma wspólny z tym winem aromat świeżo skoszonej trawy. Kolejnym wspólnym mianownikiem są nuty cytrusowe – w daniu wyrażone poprzez dodatek pieprzu cytrynowego. I rozmaryn! Składnik obowiązkowy, poprzez swoją świeżość i nieco leśny, ziołowy, przypominający igliwie zapach. 
To połączenie to pełnia smaku. I wspomnienie sierpnia do zanotowania na chłodniejsze dni.
Pappardelle z kurkami 
– 250 g pappardelle ( przepis na domowy makaron: KLIK! )
– * dodatkowo bulion do gotowania makaronu, oliwa z oliwek i 4 liście laurowe
– 500 g kurek
– 250 ml śmietanki kremówki 36%
– 200 ml bulionu warzywnego z selerem
– 3 żółtka
– oliwa z oliwek ( np. Echioliva Extra Virgin )
– 3 gałązki rozmarynu
– gałka muszkatołowa
– pieprz cytrynowy
– sól

1. Kurki wkładamy do dużej miski, oprószamy drobną solą i zalewamy wrzątkiem. Po 15 minutach wyjmujemy je łyżką cedzakową i osuszamy. Powinny być czyste, jednak jeśli jeszcze trochę piachu lub igliwia pozostało na grzybach, czynność powtarzamy, jednak parząc kurki przez ok. 7 minut.
2. W garnku zagotowujemy bulion razem z 2 gałązkami rozmarynu. Śmietanę mieszamy z kilkoma łyżkami ciepłego bulionu, 3 łyżkami oliwy z oliwek i powoli wlewamy, nieustannie mieszając. 
3. Sos doprawiamy pieprzem cytrynowym, odrobiną świeżo utartej gałki muszkatołowej i solą. 
4. Do sosu dodajemy kurki i gotujemy przez 5 minut, cały czas mieszając.
5. W miseczce mieszamy żółtka i kilka łyżek sosu. Powoli wlewamy żółtka do pozostałego sosu i gotujemy przez minutę na małym ogniu.
6. Gotowy sos posypujemy posiekanymi listkami rozmarynu z jednej gałązki.
7. Makaron gotujemy al dente w osolonym bulionie z dodatkiem liści laurowych i oliwy.
8. Lekko niedogotowany makaron odcedzamy, wrzucamy od razu do sosu, mieszamy i podgrzewamy razem na małym ogniu przez ok. 2 minuty, cały czas mieszając, by porowata struktura makaronu wchłonęła smak sosu.

Trifle z Vinho Verde Rosé

 Od czasu do czasu warto włożyć różowe okulary i oddać się smakowym rozkoszom. Zwłaszcza w lecie, kiedy aura temu sprzyja. Krzewy uginają się teraz pod ciężarem soczystych owoców – nie ma nic przyjemniejszego niż miękkie pyszności zerwane dosłownie przed chwilą. Właśnie teraz owoce są szalenie esencjonalne i pachnące słońcem.
Jest to też wybitnie sezon na wina różowe – świeże, lekkie i przyjemne w smaku. Wyjątkowe pod tym względem jest portugalskie vinho verde rosé, perliście i niezwykle subtelnie musujące. Do mojego deseru podałam wino Plainas, z winnicy Casa Santa Eulalia, które można nabyć bezpośrednio u DelSol Group. Wino to charakteryzuje się świeżością, w tle pobrzmiewa aromat truskawek i poziomek. Żeby połączyć te smaki z trifle, użyłam świeżych truskawek oraz niewielkiej ilości kremu z octu balsamicznego z owocami leśnymi, będących wspólnym mianownikiem aromatycznym. Perfekcyjnym dodatkiem uwydatniającym smak wina i deseru jest tutaj różowa sól himalajska i przełamująca słodycz kremu czerwona porzeczka, współgrająca z wytrawnością vinho verde. Picie Plainas przynosi pożądane orzeźwienie.
To zestawienie jest czystą przyjemnością – no to jak, jesteście gotowi na uroczą, różową ekspedycję smakową?

Trifle z Vinho Verde Rosé
*ilość składników dobierzcie według własnych upodobań i potrzeb
– słodka śmietanka 36%
– biszkopciki
– malutkie bezy
– Vinho Verde Rosé
– truskawki
– porzeczki czerwone
– jagody / borówki
– różowa sól himalajska
– cukier migdałowy
– krem balsamiczny z dodatkiem owoców leśnych

1. Mocno schłodzoną śmietankę ubijamy na sztywno razem z cukrem i różową solą.
2. Ubitą śmietanę mieszamy z lekko pokruszonymi bezami.
3. Biszkopciki nasączamy Vinho Verde Rosé.
4. W misce / salaterce / pucharku układamy na przemian biszkopty, bitą śmietanę z bezami i owoce, aż do wyczerpania składników.
5. Gotowy deser skrapiamy kremem balsamicznym i podajemy od razu!

Paella negra

Tak, tak, wiem, właściwie powinno się mówić: arròs negre. Powinno się też ryż barwić sepią z mątwy – ja jednak użyłam po prostu czarnego ryżu, kusząco zwanego „zakazanym”. Dzięki temu moja paella była delikatniejsza w smaku i każdy z nas mógł i chciał ją zjeść. Gotując oryginalną paellę, pamiętajcie, aby użyć ryżu odmiany arborio, bomba lub carnaroli – tylko one chłoną płyn tak dobrze. Z czarnym ryżem należy postępować nieco inaczej, który poza oczywistymi walorami estetycznymi, ma też wyjątkowy, lekko orzechowy smak – dlatego warto odejść na chwilę od klasycznych reguł i spróbować tej nieco heretyckiej wersji.
Korzystając z końca lata, nazbierałam dzikiego czosnku razem z kwiatami na pobliskiej łące. Użyłam łagodnych w smaku fioletowych kwiatuszków.
To danie to jak zrobienie sobie dnia wakacji.  Przypomina mi nasze cudowne, południowe podróże; zaułki z małymi restauracjami i beztroskie sączenie wina w pełnym słońcu.

Do tego typu potraw i ogólnie owoców morza świetnie sprawdzi się vinho verde, w którym spotykają się dwa szczepy: Alvarinho i Trajadura. W bogatym w smak winie z Casa Eulalia pobrzmiewają nuty cytrusów, takich jak limonka, grejpfrut, zaostrzone aromatem zielonego pieprzu. Perfekcyjna kompozycja.

Paella negra (4 porcje):

Część przygotowań wegańskich:

– 4 duże garście czarnego ryżu

– ok. 0,5 l esencjonalnego bulionu warzywnego
– 3-4 dojrzałe pomidory
– 2 szalotki
– 1 żółta cukinia
– 1 mała zielona cukinia
– 1/2 czerwonej papryki
– 1/2 żółtej papryki
– 1/2 zielonej papryki
– 1 strąki chilli
– 2 ząbki czosnku + kwiaty czosnku
– duży pęczek natki pietruszki  
– szafran
– oliwa z oliwek
– sól
– czarny pieprz młotkowany
1. Warzywa myjemy, kroimy w drobną kostkę. Czosnek przeciskamy przez praskę, z chilli usuwamy ziarna. 
2. Warzywa podsmażamy w paellerze (patelnia do przyrządzania paelli) na oliwie z oliwek przez 5 minut.
3. Ryż podgotowujemy przez 10 minut w osolonym wrzątku. Odcedzamy. 
4. Gorący ryż mieszamy z warzywami, doprawiamy solą i pieprzem. Zalewamy bulionem podgrzanym razem z imbirem. Gotujemy na średnim ogniu przez ok. 20 minut, aż ryż zmięknie, a bulion się wchłonie.
5. Przed podaniem posypujemy posiekaną natką i kwiatkami czosnku. 
Część przygotowań z owocami morza:

– 12 obranych krewetek black tiger

– opcjonalnie kilka małży w muszlach
– ok. 500 g mieszanki owoców morza: kalmarów, małych krewetek, małży, ośmiorniczek etc.
– oliwa z oliwek
– 100-120 g masła
– sambal oelek
– 3 ząbki czosnku
– 2 cytryny
– sól
– pieprz
6. ! Zanim przystąpimy do gotowania paelli !: Świeże lub rozmrożone owoce morza marynujemy w paście z utartego z solą czosnku, z sambalu lub chilli, oliwy i pieprzu przez minimum 2 godziny w lodówce. 
7. Owoce morza odsączamy delikatnie z marynaty i smażymy partiami (tak, by każdy kawałek miał swoje miejsce) na maśle przez minutę. 
8. Owoce morza i małże w muszlach układamy na paelli, układamy pokrojone w cząstki cytryny i przykrywamy szczelnie folią aluminiową. 
9. Paellę wkładamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni na ok. 5-7 minut, aż muszle się otworzą, a cytryna lekko skarmelizuje. 
10. Gorącą paellę wyjmujemy z piekarnika i odstawiamy na 5 minut. Po tym czasie zdejmujemy folię i podajemy od razu. 

Cukinia faszerowana bulgurem

Cukinia – podłużna i zielona, prążkowana, nakrapiana, żółta, okrągła… nie należy zapominać też o jasnych kabaczkach, czy ślicznych kolorowych patisonach. Niezmierzona jest różnorodność cukiniowa! W dodatku jest wdzięczną rośliną, którą można przetwarzać na niezliczoną ilość sposobów. Można ją po prostu podsmażać i gotować, panierować, robić z niej musy, zupy i kremy, placuszki podobne do szwedzkich raggmunk, frittaty, zamykać w słoikach w formie dżemów, chutney i pikli, piec z niej słodkie ciasta i wytrawne tarty. Z młodej i chrupiącej cukinii warto przygotować surowe carpaccio, a także cieniutkie wstążki, które z powodzeniem zastąpią makaron. Na pewno w sezonie nie wolno zmarnować okazji na przygotowanie żółtych, delikatnych kwiatów – czy to nadziewanych ricottą, czy w sosie lub w farszu do ravioli.

Kiedy w skrzynkach znalazłam niewielkie, krągłe cukinie wiedziałam, że będę je faszerowała i podam pieczone. Jednak nie w sposób najbardziej popularny, ale przede wszystkim użyję ich jako naturalnych naczyń, które będą działały jak tagine. Wszystkie smaki są wówczas wzmocnione, a aromaty się nawzajem przenikają. Zestaw przypraw, których użyłam, jest typowo bliskowschodni, a całość przypomina nieco tabuleh, z tą różnicą, że pieczony. Takie faszerowane cukinie są świetną opcją także na zimno, z powodzeniem można je wziąć na piknik, zwłaszcza, że są jadalnymi miseczkami same w sobie.

Cukinia faszerowana bulgurem (dla 2 osób)
– 2 małe, okrągłe cukinie
– 1 słodka, czerwona papryka
– 1-2 pomidory
– 1 szalotka
– pół pęczka natki pietruszki
– pół pęczka mięty
– 2 garście suchego bulguru
– oliwa z oliwek

– kurkuma
– czubryca czerwona / sambal oelek 
– pieprz czarny młotkowany
– kumin mielony
– kolendra mielona
– koper włoski mielony
– sok z cytryny
– liście laurowe
– sól
– pieprz

1. Bulgur płuczemy, osuszamy i przez minutę podsmażamy na 2 łyżkach oliwy z oliwek, następnie zalewamy dwukrotnie większą ilością bulionu warzywnego niż ilość kaszy, doprawiamy solą i dodajemy liście laurowe. Gotujemy pod przykryciem na średnim ogniu przez 10 minut. 
2. Bulgur zestawiamy z ognia i pod pokrywkę wkładamy ścierkę lub ręcznik papierowy. Odstawiamy na kolejne 5-7 minut.
3. Cukinie myjemy, wydrążamy dokładnie, tworząc miseczki. (Należy zostawić odciętą górną część do przykrycia w czasie pieczenia!) Miąższ z jednej cukinii siekamy drobno.
4. Wszystkie warzywa i zioła siekamy bardzo drobno, mieszamy z bulgurem, przyprawami i odrobiną soku z cytryny.
5. Faszerujemy cukinie, zamykamy górną, odciętą częścią i szczelnie owijamy folią aluminiową.
6. Cukinie wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni na około 35-40 minut.

Faszerujemy 2014!

Kruche ciasteczka z nasionami bazylii

Wiosna przemknęła niepostrzeżenie migocząc nowalijkami, tymczasem pośród malowniczych burz lato rozgościło się na łąkach na dobre. Gęste trawy już pożółkły z góry, poprzeplatane rumiankami, makami, kosmatymi fioletowymi ostrożeniami i śmiesznymi firletkami. Rozkwitły też połacie biedrzeńców – uwielbiam zapach tych roślin roztartych pomiędzy palcami!
Dzisiaj, spacerując ścieżkami jeży i lisów (które nocą wychylają łebki spośród kępek rumianku), spotkałam jedno z najbardziej magicznych, pięknych stworzeń – piórolotka śnieżynkę. Wiele lat temu, kiedy po raz pierwszy zobaczyłam tego niezwykłego motyla, byłam przekonana, że jest to elf; w każdym razie całkowicie rozumiem, skąd się biorą nieprawdopodobne opowieści, kiedy tyle przedziwnych istot podsyca wyobraźnię…
Wspominając o opowieściach – ostatni miesiąc spędziłam zakopana w książkach, niekoniecznie takich, które miałam ochotę czytać; mimo wszystko udało mi się wpleść pośród kulturoznawcze i socjologiczne słowotoki dwie cudowne powieści – „Przepiórkę w płatkach róży” Laury Esquivel i odświeżyłam „Sto lat samotności” Marqueza. Literatura latynoamerykańska nie ma sobie równych, żadnej z wrażliwości świata nie da się porównać z tą gęstą południową.
A jak wiadomo, do czytania książek trzeba upiec ciasteczka.
Kruche jak ciche słowa.

Kruche ciasteczka z nasionami bazylii tajskiej (25-30 sztuk)


– 180 g mąki pszennej
– ok. 100 g mąki ziemniaczanej
– 80 g brązowego cukru trzcinowego muscovado 
– ok. 150-160 g masła
– 2 żółtka
– 1,5 łyżeczki nasion bazylii tajskiej
– esencja waniliowa 

1. Mąki przesiewamy, mieszamy z cukrem. Rozdrabniamy z zimnym masłem.
2. Dodajemy żółtka, esencję i wyrabiamy szybko zwarte ciasto.
3. Pod koniec wyrabiania ciasta, dodajemy nasiona bazylii.
4. Ciasto formujemy w kulę, zawijamy w folię aluminiową i wstawiamy do lodówki na godzinę.
5. Ze schłodzonego ciasta formujemy kulki wielkości orzecha włoskiego, spłaszczamy i układamy na blasze wyłożonej papierem do pieczenia.
6. Ciasteczka pieczemy ok. 25 minut w 180 stopniach, aż się zrumienią.

La bella Toscana

Znacie kogoś, kto nie lubiłby włoskiej kuchni? Przepadliśmy, oszaleliśmy na jej punkcie. Gdziekolwiek byśmy nie poszli, było pysznie. To prawda, szukaliśmy miejsc specyficznych, lokalnych i dobrze pachnących – i nigdy się nie zawiedliśmy.

W uszach dźwięczą mi jeszcze nazwy setek typów makaronów: anelli, linguine, capellini, rigatoni, garganelli, fusilli… nie sposób zapamiętać. Nikt nie przyrządza pasty tak, jak Włosi. Najważniejsze jest ciasto i sposób gotowania, a sos to tylko dodatek, który nie powinien tłumić smaku samego makaronu. I tak w Viareggio podziwiałam lokalne spaghetti ze słodkimi małżami Wenus, a w Lukce zakochałam się w szerokich płatach pasty z kremem cukiniowym. Ponieważ był sezon na kwiaty cukinii, w naszej małej restauracyjce na końcu świata w Sillico absolutnie wszystkie potrawy był z ich dodatkiem. Najpyszniejsze było ravioli z kwiatowym sosem i nadziewane świeżą ricottą.
O pizzy nie będę już wspominać, bowiem oczywistym jest, że każda po kolei okazywała się wybitna. Nie jest łatwo znaleźć prawdziwą pizzerię w większych miastach w czasie sezonu wakacyjnego – wiadomo, Włoch w lecie ma urlop i zamyka swój rodzinny biznes na ten czas. Szukajcie, omijając szerokim łukiem miejsca pełne turystów… dostaniecie pizzę amerykańską i nie będzie się różniła niczym od tej dostępnej na całym świecie.

Bardzo zaskoczyła mnie polenta – do tej pory jadłam żółtą, gładką mamałygę. Jednak w Toskanii, w dolinie Garfagnana polenta jest gruboziarnista, smakuje jak przypieczony popcorn. Równie interesujące były lokalne sery, twarde, o ostrym smaku, podawane z jasnym miodem i świeżymi zielonymi figami.
Uzależniające okazały się też cantuccini, twarde ciasteczka z migdałami, podawane tutaj z przesłodkim vin santo. Uwielbiam maczać je w kawie, tej porannej, śmietankowej.

Absolutną czcią darzymy włoskie espresso. Aromat nie do odtworzenia, jest w tym jakaś magia i nigdzie indziej kawa już nie smakuje tak dobrze. W najmniejszej wsi na szczycie góry odnaleźliśmy kawę idealną.

Każdy, kto chce nauczyć się gotować, powinien spędzić we Włoszech jak najwięcej czasu, jedząc i pijąc, rozkoszując się smakiem i świeżością. Pamiętacie wielką podróż Jamiego Olivera albo zachwyty Nigelli Lawson? Rzymskie przygody Anthony’ego Bourdain? Książki „Pod słońcem Toskanii” i „Jedz, módl się, kochaj”? To wszystko afirmacja najpyszniejszej kuchni świata!

A przy okazji mała ściągawka z win: