Kiedy po raz pierwszy stanęliśmy na balkonie apartamentu w Vinohradach, zachodziło już słońce. Po dachu po drugiej stronie podwórka wypełnionego kwitnącą surmią spacerowali ludzie – praskie koty. Pod płynnym, karmelowym niebem splątało się wiele ścieżek i cieni: Kundery, Muchy, Kafki, a i Appolinaire gdzieś przemykał.
Księżyc miodem ocieka na ustach szalonych
Żarłoczne są tej nocy ogrody i domy
Gwiazdy do pszczół tańczących stały się podobne
Przelewa się w altanach złote światło miodne (G.Appolinaire Światło księżyca)
Nazajutrz obudziliśmy się na przestrzał przeszyci ptasim śpiewem z przyległych do kamienicy Havlíčkovy’ch sadów. Przestrzenie mieszkania białego jak z powieści Oscara Wilde’a wypełniły się po same kąty miękkim światłem.
Mijaliśmy się z uśmiechem dziecka z klonowym noskiem, z uśmiechem pani z niewielkim trójkątem na karku w jasnym Monoloku, z uśmiechem barwnych biegaczy pokrych holi.
Nie traćcie czasu na wydmuszkę Starego Miasto lub inne turystyczne wizytówki. Są tam wyłącznie budynki. Nie znajdziecie tam niczego poza zgiełkiem, przaśnością i rozbłyskami wypolerowanych rynien oraz fleszy. Turystyczna Praga nie różni się niczym od innych europejskich stolic; ci sami mnisi Kriszny tańczą pośród sprzedawców baniek i kryształów, ten sam jest nawet zapach wyziewów metra i zupełnie niezabawne pozy przechodniów pozujących z każdym napotkanym artefaktem. Na próżno szukać tam mrocznej alchemii i bohemy.
Soczystość biega rozpasana po ulicach Vinohradów pachnących akcjami i kwitnącymi lipami. W zaułkach toczy się codzienne-conocne życie, w piwnicach stroiciele instrumentów z pasją grają na powierzonych im jak cudze kochanki gitarach. Alchemiczne tynktury rozlewają się cieniem po chłodnych wzgórzach.
O kuchni w Pradze:
Jeśli Wasze wyobrażenie o kuchni czeskiej opiera się na obrazie knedlików, golonek i kiełbas popijanych piwem, to Praga je sprostuje. Gdy tylko wyplączecie się z pozorów i mitów „miejsc obowiązkowych do odwiedzenia” (które wcale takie zazwyczaj nie są), otrzymacie lekkie, przepiękne talerze z reinterpretowaną klasyką kuchni czeskiej lub dania etniczne i fusion. Restauracje z nieprawdopodobną wprawą i urokiem korzystają z dobrodziejstwa sous-vide, sięgają po najnowsze techniki i aromaty ze wszystkich stron świata. Kucharze są artystami, nierzadko podającymi kuchnię autorską, magiczną, piękną. No i to cudowne czeskie wino… Kultura i świadomość kulinarne przewyższają te znane z polskich miast o głowę.
Co więcej, Praga ma drugi smak Azji. Pełno tu niewielkich sklepików z niemożliwymi ziołami, warzywami, składnikami, których prawdopodobnie nie widzieliście nigdy wcześniej. I temu również nie mogłam się oprzeć.
Mì Quảng z okrą, wąkrotą i cielęciną
Wywar:
– 700 g żeberek wieprzowych
– 4 łyżki sosu rybnego
– 1 łyżeczka pasty krewetkowej
– 3 szalotki
– 3 ząbki czosnku
– cukier palmowy
Makaron:
– 350 g szerokiego makaronu ryżowego
– 7 cm kłącze kurkumy
– 150 g groszku cukrowego
– 200 g świeżej okry
– pół pęczka wąkroty
– 2 gałązki mięty / kolendra / tajska bazylia
– czarny sezam / papier ryżowy z sezamem
– 3-4 łyżki orzeszków ziemnych
– olej ryżowy
– sól
– pieprz
Mięso:
– 300 g udźca cielęcego
– olej ryżowy
1. Żeberka opalamy. Wszystkie składniki bulionu przekładamy do zimnej wody i gotujemy przez ok.3 godziny na bardzo wolnym ogniu. W razie potrzeby dolewamy wody. Gotowy bulion przecedzamy.
2. Okrę kroimy na połówki (lub plasterki). Smażymy na rozgrzanym oleju razem z umytym groszkiem. Doprawiamy solą i pieprzem.
3. Wąkrotę i zioła siekamy.
4. Mięso w temperaturze pokojowej smażymy na mocno rozgrzanym oleju z każdej strony, aż się stanie się złote. W zależności od grubości czas smażenia to ok. 2-3 minuty na stronę. Mięso przekładamy do miski, przykrywamy folią aluminiową i odstawiamy na 10 minut. Następnie kroimy. 5. Makaron ryżowy gotujemy razem z kurkumą ok.4 minuty, by go zabarwić. Odcedzamy.
6. Makaron przekładamy do misek, zalewamy gorącym bulionem. Nakładamy na wierzch warzywa, orzechy, zioła i mięso. Posypujemy czarnym sezamem lub tradycyjnie podajemy z krakersami ze smażonego papieru ryżowego.