Blog

Wiosenny magazyn Małopolski Apetyt

Widzieliście już najnowszy numer Małopolskiego Apetytu? Pełno w nim kwiatów, uroczych słodkości i wiosennej świeżości.
Wpadnijcie na śliczne śniadanie, spróbujcie kobiecych tortów, zainspirujcie się zielonymi deserami i dowiedzcie się, jak smakuje książkowa przepiórka w płatkach róży. Zbliża się też sezon na szparagi – znajdziecie mnóstwo przepisów na nie, a także na rzodkiewki. Dowiecie się też, jak wygląda nowa piramida żywienia i przeczytacie fascynujący wywiad o jadalnych kwiatach. A wszystko to okraszone delikatnymi ilustracjami Oli.

Do tego numeru miałam okazję robić bardzo różową i dziewczęcą sesję okładkową w Petite Fleur. Koniecznie spróbujcie różanych babeczek!
Sprawdźcie także mój liściasty artykuł – przepisy z zielenią w roli głównej.
Serdecznie zapraszam do lektury. 

Tort truskawkowy. Urodziny.

 
Mam skórę wytłaczaną w siateczkę gwiazdnicy i pełne błękitnych mgławic walizki o poprutych od ciągłych podróży brzegach. Na jednym z palców pobłyskuje Alioth i serdeczny księżyc Kupid. Mój prywatny eon przypadł na czas nowego romantyzmu botaniki, kunsztu lini prostych i tych zawiłości łączących gwiazdozbiory szeptów. Wszystkie z granic są przekraczalne, a postmodernistyczne zielniki miast wciąż skrywają notatki zapisane tylko lekkim muśnięciem grafitu.

L’air du temps osiada na coraz gęstszych oczkach misternie utkanych siatek na motyle dni.

Od środka pięknej Wielkiej Melancholii wyciągają się nowe wiosenne gałęzie. Jeśli tylko chodzę uważnie, mogę przejść na ich kraniec. Na obrzeżach bywają zupełnie inne widoki. Divinorum! Nowe światy, nieskończona ilość fascynacji.
————————————————————————————————————————–
Lazurowy rower. Różowa wstążka. Stopklatka.
Stół. Kilkadziesiąt palców. Ogniki. Stopklatka.

Urodziny.

Torty są najsłodszymi kotwicami radosnych dat. Marzę o stołach zastawionych romantycznymi ciastami. O tortach na śniadanie, o tortach z okazji kwitnienia drzew. Marzę o tym, żeby codzienność była po prostu urocza.

Tort truskawkowy:
Biszkopt:
– 6 jajek
– 3/4 szklanki mąki pszennej typ 550
– 3/4 szklanki drobnego cukru
– 3 łyżki mąki ziemniaczanej
– 3 łyżeczki soku z cytryny
– kilka kropel czerwonego barwnika w żelu
– szczypta soli
– *3/4 łyżeczki proszku do pieczenia
Poncz do nasączania:
– 250 ml herbaty poziomkowej
– 4 łyżeczki galaretki truskawkowej

Krem:
– 400 ml śmietanki 36%
– 400 ml mleka truskawkowego
– 1 budyń waniliowy
– 5 łyżek drobnego cukru
– 3-4 łyżki masła
Przybranie:
– ok. 200 g masy marcepanowej 
– malutkie bezy
– truskawki
– jadalne kwiaty wiśni / śliwek / mirabelek
Biszkopt:
1. Białka ubijamy na sztywno ze szczyptą soli. Żółtka ucieramy na puch z cukrem. 
2. Sypkie składniki przesiewamy, *można dodać odrobinę proszku do pieczenia. Dokładamy stopniowo jajka, barwnik i sok, mieszając delikatnie łyżką do połączenia się składników. 
3. Biszkopt pieczemy w piekarniku nagrzanym do 170 stopni przez ok.45 minut. Po udanej próbie suchego patyczka wyciągamy ciasto i upuszczamy je z wysokości kolan na podłogę. 
4. Całkowicie wystudzony biszkopt kroimy na 4 blaty.
Poncz:
5. Zaparzamy bardzo silną herbatę poziomkową. Mieszamy z 4 łyżeczkami galaretki. 
Krem:
6. Gotujemy budyń z mlekiem truskawkowym. Gdy przestygnie, miksujemy go z masłem i cukrem. 
7. Śmietanę ubijamy na sztywno, mieszamy delikatnie z kremem budyniowym. 
8. Każdy z blatów nasączamy ponczem i przekładamy kremem. Brzegi tortu również cienko smarujemy.
9. Masę marcepanową wałkujemy możliwie cienko. Nawijamy ją na wałek i rozwijamy wokół tortu. Docinamy brzegi.
10. Tort chłodzimy w lodówce minimum 3 godziny.
11. Tort dekorujemy truskawkami, bezami i jadalnymi kwiatami. 

Every day you play with the light of the universe.
Subtle visitor, you arrive in the flower and the water,
You are more than this white head that I hold tightly
as a bunch of flowers, every day, between my hands.
/P.Neruda „Every day you play”/

To, co lubię – o perfumach gourmand, koronkach i cupcake’ach

Moje wspomnienia opierają się głównie na obrazach olafaktorycznychy. Zapachowe portrety rozmarynowych wzgórz na Vis i rozgrzanych piaskowych murów Sillico, uśpionych styczniowych drzew w maleńkim Plantentuin przy Leopoldstraat rysują się za każdym razem, kiedy przywołuję je w pamięci. Dokładnie odtwarzam zapachy domów, miast i poszczególnych ludzi. Dlatego też zupełnie oczywista jest moja miłość do perfum: a już zwłaszcza tych z rodzaju gourmand.

Czy może być coś bardziej rozkosznego niż kojący zapach ciasteczek, karmelu i ziół? Niezwykle pociągająca jest dla mnie aromat pudru ryżowego, uwielbiam anyż i lukrecję: bardzo podoba mi się świeża Aqua Allegoria Anisia Bella Gurelain ( i w ogóle seria Aqua Allegoria), często od lat noszę też na sobie cięższe Loverdose Diesel.

Kiedyś marzyłam o Jeux de Peau Serge Lutens, licząc na obiecany zapach świeżego chleba i słonecznych zbóż – jednak w praktyce nie spełnił moich oczekiwań. To samo było z Candy od Prady; na mojej skórze się nie sprawdza, przytłacza, perfumy są zbyt zakurzone w zapachu.
Bardzo lubię za to uwodzicielskie Miss Dior Cherie, miodowe Honey Marc Jacobs, a z tych bardziej niszowych Biancolatte i Nerocacao od Zeromolecole – w tych pierwszych jest sól, masło i karmel, a drugie, nieco ostrzejsze, są jak gorzka czekolada…

Jednak moją absolutnie ulubioną gałęzią perfumiarską są zapachy inspirowane makaronikami. Tworzenie tych małych cukierniczych dzieł sztuki jest bliskie komponowaniu perfum. Nie zdziwiło mnie zatem, kiedy szalenie spodobał mi się zapach Pamplemousse Rhubarbe Pierre Hermé dla L’occitane (jeśli natraficie gdzieś na egzemplarz, dajcie mi znać!). Poszukuję także namiętnie La Tentation de Nina, które zostały stworzone we współpracy z Ladurée.

Jestem kompletnie uzależniona i obezwładniona limitowaną edycją DKNY Sweet Delicious Pink Macaroon. Są subtelne, świeże, pomimo całej swojej słodyczy. Jest to MÓJ zapach, w którym czuję się najlepiej, najbardziej naturalnie. Są jak podpis, z tymi smukłymi ozdobnikami.

Jakiś czas temu Ola pożyczyła mi książkę Slow Fashion Joanny Glogazy. Zainspirowana, pozbyłam się połowy swojej szafy, kilkunastu par butów i wielu kosmetyków. Moje półki wypełnił monochrom. Oczywiście, pozostawiłam tweedowy płaszczyk w kratę, oliwkową parkę czy fioletowe szpiki, niemniej wszystkie te rzeczy pasują do reszty garderoby. I tak pośród minimalistycznych bieli, czerni i szarości, okazało się, że delikatny róż zajmuje pokaźną część mojej codzienności. Są takie dni jak śliczne pudełeczko: nieczęsto się je otwiera, bo biżuteryjny przepych wymaga ostrożności i skupienia, a na to trzeba mieć chwilę spokoju. Od czasu do czasu w wizualnej sterylności trzeba pozwolić sobie na rozrzutność kobiecości w stylu Marii Antoniny. Uwielbiam te pastelowe koronki, jedwabne bluzeczki i filigranowe bransoletki! Od razu wszystko naokoło staje się delikatniejsze, bardziej subtelne. Kwitnące.
dzięki Ola! <3

Marshmallow cupcakes (ok. 12 sporych sztuk)

– 300 g mąki pszennej typ 550
– 2 łyżki mąki ziemniaczanej
– 120 g masła
– 120 g cukru
– 4 jajka
– 80 ml zsiadłego mleka
– 50 ml esencji herbacianej truskawkowo-malinowej
– łyżeczka proszku do pieczenia
– szczypta soli
– 75 g drobnych pianek 
– 120 g białej czekolady (karmelowa! <3) 

1. Suche składniki przesiewamy. Żółtka ucieramy z miękkim masłem na puszystą masę. Białka ubijamy na sztywną pianę ze szczyptą soli.
2. Suche składniki mieszamy z mlekiem i esencją, dodajemy jajka i delikatnie mieszamy. Wrzucamy połowę pianek i również mieszamy łyżką.
3. Ciasto przekładamy do foremek, pieczemy w piekarniku nagrzanym do 180 stopni przez ok.25 minut.
4. Wystudzone babeczki polewamy rozpuszczoną w kąpieli wodnej czekoladą i dekorujemy resztą pianek.

Walentynki – na słodko


” I want do do with you
what spring does with cherry trees.”
 /P.Neruda/
Poniżej znajdziecie kilka walentynkowych słodkich przepisów. Pełne są kwiatów i czułości. Rozpłyńcie się z rozkoszy. 

                                 Różany crème brûlée             Trufle w pudrze z fiołków, hibiskusa i róży

                        Ciasteczka z różowym pieprzem                  Czereśniowe tiramisu

                      Ciasto z figami i solonym karmelem                Pavlova z owocami

* Owoce z tiramisu i pavlovej z powodzeniem możecie zastąpić truskawkami i borówkami. Są dostępne w wielu sklepach.

Walentynki – kolacja pełna afrodyzjaków

Walentynki są jednym z moich ulubionych dni w ciągu roku. Trzeba się rozpieszczać!

Poniżej znajdziecie kilka przepisów, którym nie można się oprzeć.

                                       Mule w białym winie                               Małże alla diavola
                                Cytrynowe risotto z małżami Wenus                   Ostrygi z ginem
                                        Focaccia z oliwkami                     Karczochy z sosem holenderskim

Risotto z brązowymi pieczarkami i boczniakami

Jeszcze przez chwilę lutowe słońce będzie szkliło chłodem ramiona. Nadal przedmieścia rozgrzewają się szorstkością drewna. Wątłe zagajniki rozpuszczają wici za końcem przednówka.

W słojach szamoczą się motyle suszonych grzybów, szeleszczą skrawki ubiegłego roku. Cierpliwie je mieszam, układam historie z ziarenek ryżu. Wyglądam nieustannie za okno, planuję trawiaste ścieżki. Już niedługo trzeba będzie wyplatać nad rzeką nowe pomosty wiosennych słów.

Risotto:

– 400 g ryżu arborio / carnaroli 
– ok. 1000 ml bulionu
– 200 ml śmietanki 30%
– 4 suszone prawdziwki
– 50 g parmezanu
– 2 łyżki masła
– oliwa z oliwek
– 2-3 szalotki
– 3 ząbki czosnku
– peperoncino
– pieprz

Grzyby:
– 200 g brązowych pieczarek
– 200 g boczniaków
– 3 łyżki masła
– liście laurowe
– ziele angielskie
– 1 łyżka syropu klonowego
– sól 
– świeży rozmaryn

1. Na oliwie szklimy posiekaną szalotkę, zgniecione ząbki czosnku i peperoncino bez pestek. Dodajemy ryż, cały czas mieszając podsmażamy chwilę, aż stanie się lekko przezroczysty i zalewamy 1/3 gorącego bulionu. Wrzucamy suszone prawdziwki.
2. Stopniowo dolewamy bulion do ryżu, należy to zrobić w ciągu 10 minut. 
3. Pod koniec gotowania, gdy ryż będzie lekko twardy, dolewamy śmietankę i dosypujemy parmezan.  *Dodajemy podsmażone grzyby. Gotujemy kolejne 2-3 minuty, dodajemy masło. Doprawiamy pieprzem, podajemy od razu. Risotto powinno być nieco płynne. 
*W trakcie przygotowania risotto: 
4. Grzyby oczyszczamy pędzelkiem, pozbywamy się nóżek. Kapelusze małych pieczarek kroimy na ćwiartki, boczniaki rwiemy na paski. 
5. Na patelni rozgrzewamy masło z liśćmi i zielem, wrzucamy grzyby. Podsmażamy, aż staną się złote. Pod koniec dolewamy syrop klonowy i karmelizujemy przez dwie minuty. 
6. Wyjmujemy liście i ziele, dosalamy grzyby. Przekładamy je do risotto. 
7. Gotowe risotto przed podaniem mieszamy z posiekanym rozmarynem.

Stek z miętowym groszkiem

Trzeba zrozumieć wszystko od podszewki, od najpierwszej tkanki. Mieć uważność, ostrożność w poznawaniu każdej rzeczy od nowa. W procesie widzenia rzeczywistości w całej okazałości nie wolno się bać organiczności. Wskazany jest naturalizm, dotykanie, dreszcz na własnej skórze.

Ziemia rozmokła, dokładnie czuję jej wilgotny chłód. Węszymy siebie nawzajem, wiecznie głodne zwierzęta, wyłuskujemy zapachy z osnówek.
Mineralny smak na ustach jest życiem.

Stek z miętowym groszkiem
Stek:
– ok. 300 g rostbefu na osobę
– oliwa z oliwek 
– pieprz lampung 
– sól 
Miętowy groszek:
– 300 g zielonego groszku 
– pół pęczka świeżej mięty
– 1 zielony strąki chilli
– 2 szalotki
– 3-4 łyżki masła
– ok. 5 łyżek bulionu
– sól 
– pieprz
– 4 liście laurowe 
– 5 ziaren ziela angielskiego
– kilka kropel soku z limonki
1. Mięso wyciągamy z lodówki na 45 minut przed smażeniem. Osuszamy je i smarujemy oliwą. 
2. Smażymy na grillu z dwóch stron przez ok. 3-4 minuty. Nie wolno go nakłuwać. 
3. Steka przekładamy na talerz i przykrywamy folią na 7-10 minut. Przed samym podaniem posypujemy solą i pieprzem. 
4. Szalotkę podsmażamy na maśle razem z posiekanym chilli, liśćmi laurowymi i zielem angielskim. 
5. Do szalotki dodajemy zielony groszek i bulion. Gotujemy, aż groszek stanie się miękki. Zakrapiamy odrobiną soku z limonki. 
6. Przed podaniem doprawiamy solą, pieprzem i porwanymi świeżymi liśćmi mięty. 

O kawie

Najpierw budzi się mój nos. Pierwszym doznaniem, które otwiera mój dzień, jest zapach perfum P. Później w sen wplątują się wstążki głębokiej woni kawy. Wszystko dzieje się wokół policzków: czuję na nich ciepło pocałunków i parujący napój.
Czarny kubek jest stemplem nowej daty. Odczytuję pod palcami jego wypukły alfabet roślinnych oplątów. Poranna mantra, jedyny klucz przebudzenia. Żaden prawdziwy dzień nie może zacząć się na dobre bez kawy, najsmaczniejszego z rytuałów. 
Odmienny urok ma mruczenie ekspresu, posykiwanie kawiarki, bulgotanie tygielka, inaczej brzmi aeropres i drip. Każdy musi odnaleźć swój ulubiony dźwięk kawy.
I chociaż od dawna wiem, co smakuje mi najbardziej, ostatnio eksperymentowałam z połączeniami kawy i herbaty. Nie straciwszy nic z aromatów ziaren, odkryłam zupełnie nowe, kwiatowe nuty.

Jeśli macie ochotę na niebanalne połączenia i chcecie zapoznać się z alternatywnymi sposobami parzenia kawy, zapraszam do lektury wywiadu, który miałam przyjemność fotografować:

Zdjęcia do wywiadu zostały wykonane w espresso barze Veldrome
ul. Joselewicza 12
33-332 Kraków

Cały wywiad znajdziecie tutaj:

Yuanyang z senchą

– 4 łyżeczki zmielonej arabiki z Etiopii
– 2 łyżeczki senchy
– 1/4 łyżeczki płatków róży
– 1/4 łyżeczki rozkruszonej kory cynamonu
– 170 ml wody
– 80 ml mleka

1. Zieloną herbatę, róże i cynamon i kawę przekładamy na zmianę w łyżce do ekspresu lub sicie w kawiarce.
2. Zaparzamy kawę, dolewamy podgrzane lekko mleko.

Kolacja w Hilton Garden Inn Krakow Airport. | Podsumowanie roku |

Mój ubiegły rok należał do jednych z najsmaczniejszych, a także najbardziej świadomych kulinarnie. W najbliższych dniach na blogu pojawią się migawki z najciekawszych dla mnie kolacji i degustacji.
Wyjątkowym doświadczeniem było menu degustacyjne zaprojektowane przez szefa Miłosza Kowalskiego oraz gościnnie szefa Łukasza Widomskiego i przygotowane wspólnie z nimi przez uzdolniony zespół kucharzy w Hilton Garden Inn

Menu degustacyjne:
0. Przystawki
1. Ferrero z foie gras
2. Węgorz lardo z ogórkiem kiszonym
3. Rydze z bryndzą i szczawiem zajęczym
4. Sandacz z owsianką pietruszkową i kiszoną kapustą z burakiem
5. Kompot z szarej renety i chrzanu
6. Filet kaczy z kaszą gryczaną, pigwą i boczkiem
7. Policzki wołowe z gruszką, cykorią, puree ziemniaczanym i musztardą francuską
8. Miód, limoncello, kawa
9. Kozi blues
10. Jabłko z cynamonem i Ardbegiem
Karta win:
0. Prosecco Trevisto Extra Dry, Włochy
1. Bellini Pinot Grigio, Włochy
2. Monty’s Hill Chardonnay, Nowa Zelandia
3. Świętomarcińskie czerwone, Polska
4. Wild Rock Pinot Noir, Nowa Zelandia
5. Barocco Primitivo, Włochy
6. Dry River Shiraz, Australia
7. Ramirana Sauvignon Blanc Gewurztraminer, Chile

Już od samego początku kolacji, kiedy goście zebrali się w loży, poczułam się zaopiekowana. Zostaliśmy przywitani przez Dyrektora ds. sprzedaży i marketingu oraz Szefa. O świetną atmosferę zadbał też Sommelier, dobierając do pierwszych przystawek moje ukochane prosecco. Uwiodła mnie też pralina z foie gras – jej delikatna tekstura i wytrawne połączenie z czekoladą było zapowiedzią dalszych zaskoczeń. 
W menu dominowała kuchnia polska z twistem w stylu fusion. Pierwsze z dań, węgorz z lardo było kwintesencją tego określenia. Rozpływająca się w ustach ryba połączona została z wywodzącą się z Włoch słoniną, lokalnym krwawnikiem, zżelowanym ogórek kiszonym, do tego niewielkie „ognisko” jałowcowe na talerzu… i już byłam zafascynowana różnorodnością technik, którymi tego wieczoru będę posługiwać się kucharze. I znowuż w kieliszku znalazło się wino, które trafiło w mój gust: delikatnie kwiatowo-ziołowe Chardonnay.
Jeśli tylko bywacie w polskich górach, na pewno macie w pamięci obraz sprzedawanych przy drodze złocistych słoików z rydzami. Choć piękne, często brakuje im wyrazu. Te, prócz nostalgii, nie miały z nimi nic wspólnego: były kruche, ich słodycz kontrastowała z kwasowością szczawiu i niemal sypką, regionalną bryndzą. 
Słyszeliście, że owsianka będzie super food w 2016? Wizjonerzy z Hiltona podali ją na kolacji w niespodziewanej wytrawnej, ziołowej odsłonie z równie modnym sandaczem. No i kiszonkami, które również wpisują się w nadchodzące trendy. Żałujcie, że nie mogliście spróbować tej złocistej, chrupiącej skórki z ryby!

Kiedy w menu na początku kolacji przeczytałam o kompocie, nie spodziewałam się na pewno tego, co podano – wytrawnego, ostrego sorbetu z chrzanem. Był bardzo trafioną pozycją w odpowiednim momencie, odświeżył moje kubki smakowe. Dzięki kolejnemu zaskoczeniu pozostawałam zaintrygowana…
Następnie podano klasykę w nowym, zaktualizowanym wydaniu: subtelną kaczkę sous vide z gołąbkiem z kaszą gryczaną i rozpadającym się boczkiem. Pochłaniałam każdy kęs mięsa uważnie, ze swoistym namaszczeniem. Odczucie tekstury tej kaczki odtwarzam w pamięci z wielką przyjemnością. 
Nie wiem jak dla Was, ale dla mnie w kuchni i kosztowaniu najważniejsza jest obezwładniająca przyjemność. Oraz emocje, które się z jedzeniem wiążą; intensywnie miodowy deser z limoncello i kawą był dla mnie wzruszający, przeniósł mnie prosto we wspomnienie o najpiękniejszych wakacjach w Toskanii. Sam szef Miłosz opowiadał też o nim, że jest dedykowany jego żonie. Oprócz perfekcyjnego profesjonalizmu właśnie o to chodzi w karmieniu innych – o prawdziwe, niekłamane uczucia. 
Kiedy już goście rozpływali się w rozkoszy, kolejnym rozbudzającym i zachęcającym do dalszych smakowych odkryć punktem stała się panna cotta z koziego sera. Dokładnie tam, gdzie spodziewalibyśmy się zakończenia w postaci deski serów lub słodkiego deseru, dostaliśmy właściwie obydwa równocześnie.
Ogromne wrażenie na smakoszach zrobiło lodowe kruche jabłko z pyłkiem pszczelim, przywołując dziecięcą przyjemność z deseru. Dojrzałego sznytu nadał mu Ardberg i jeśli dopieszczone zmysły mnie nie myliły, tytoń oraz palony cynamon.

Kolacja zakończyła się bardzo udanym Ramirana Sauvignon Blanc Gewurztraminerem.

Kolejne dania w menu nie tylko utrzymywały w napięciu, ale podtrzymywały nieustanną ciekawość jak dobra powieść, kiedy nie można się doczekać, co odnajdziemy na następnej stronie. Była to zmysłowa podróż pełna dopracowanych aromatów, tekstur i pięknych obrazów. Kreatywność kucharzy i perfekcjonizm całej obsługującej gości załogi budzą wielki szacunek.

Dziękuję za niecodzienne i zapadające w pamięć doznania oraz za zaproszenie.

Dla tych, którzy chcieliby poznać kulisy kuchni i pracy szefa, przypomnienie wywiadu z Miłoszem Kowalskim, który miałam przyjemność fotografować: